muzyka elektroniczna, el-muzykamoog

Tangerine Dream, cz. 3. (Przejście przez Rubicon)

Rozdział 3

Przejście przez Rubicon

Termin "muzyka elektroniczna" użyty został po raz pierwszy w 1951 roku, kiedy to zachodnioniemiecki akustyk dr Werner Meyer-Eppler na wakacyjnych kursach nowoczesnej muzyki w Darmsztadzie, zademonstrował pierwsze próby kompozycji tego rodzaju, które wzbudziły bardzo duże zainteresowanie wśród kompozytorów i krytyków. Szybko też ten eksperymentator znalazł naśladowców w osobach innych wybitnych twórców, takich jak Eimert, Beyer, Hambraeus , Stockhausen, Koenig i inni. Jednakże określenie "elektroniczna muzyka" było przez wiele lat niemalże zastrzeżone tylko dla odłamu muzyki eksperymentalnej.

Właśnie w Niemczech ten nowy wówczas muzyczny gatunek trafił na niezwykle podatny grunt pewnych doświadczeń i tradycji. Z kraju nad Renem wywodzą się bowiem wykonawcy, a dzisiaj niewątpliwie wielkie sławy muzyki elektronicznej, tacy jak Klaus Schulze, Wolfgang Dauner, Robert Schroeder i zespoły z Ash Ra Tempel, Amon Duul II, Kraftwerk oraz Tangerine Dream na czele. I chociaż ten gatunek muzyczny rozpowszechnił się w bardzo wielu krajach na całym świecie-(również w Polsce dzięki dokonaniom koncertowym i płytowym artystów tej miary, co Marek Biliński, Józef Skrzek, Mikołaj Hertel, Władysław Gudonis Komendarek czy Czesław Niemen), niezmiennym pozostaje fakt, że początki miały miejsce właśnie nad Renem. To właśnie tu zbudowano na tak wielką skalę pierwsze studio muzyki eksperymentalnej, w którym w późniejszym okresie jego działalności częstymi gośćmi bywali m.innymi Ralf Hutter i Florian Schneider-Esleben, Irmin Schmidt i Holger Czukay, Edgar Froese i Klaus Schulze - twórcy znanych dzisiaj na całym świecie grup z kręgu rocka elektronicznego tj. Kraftwerk, Can czy Tangerine Dream. Ta techniczno-muzyczna instytucja znajdująca się w Kolonii, wykształciła już na przełomie lat 50. i 60. wielu wybitnych muzyków współczesnych, mając swój pośredni wpływ nawet na takie światowe indywidualności jak Krzysztof Penderecki. W okresie późniejszym powstawało wzorem tego studia wiele podobnych ośrodków nagraniowych np. w Mediolanie, a nieco później w Tokio i w Warszawie.

W poprzednim rozdziale zapoznawaliśmy się z kompozycjami nagranymi w tym studio przez Karlheinza Stockhausena. Jego założenia estetyczne znacznie się jednak różniły od koncepcji preferowanych przez współczesną muzykę rockową. Pojawienie się nowych generacji instrumentów klawiszowych, a przede wszystkim syntezatorów konstrukcji Roberta A.Mooga, wynalezionych pod koniec lat 50. było postawieniem przysłowiowej kropki nad "i". Syntezatory uzyskały wielką popularność w roku 1968 za sprawą nagranej przez Waltera Carlosa płyty "Swithed on Bach". Na tym właśnie wydawnictwie muzyk ten stworzył bardzo interesujące imitacje orkiestrowe wybitnych dzieł Jana Sebastiana Bacha, punkt, z którego wyszedł znacznie później japoński multiinstrumentalista Isao Tomita. Chociaż płyta cieszyła się ogromnym powodzeniem nie była jednak ukazaniem całkowitych możliwości instrumentu. Jednak już przy komponowaniu muzyki do filmu Stanley'a Cubricka "Clockwork Orange" Carlos zastosował nowe brzmienia, nadając muzyce tworzonej na syntezatorach swoistą autonomię. Wynalazek Keyboardów i nowej, wielościeżkowej techniki nagraniowej był właśnie tym dodatkowym bodźcem, który rozruszał gigantyczny mechanizm, zwany dzisiaj powszechnie rockiem elektronicznym. Odtąd w wielu innych krajach pojawiły się również próby eksperymentalnego przetwarzania struktury dźwiękowej Słychać te pierwsze, bardzo jeszcze nieśmiałe wówczas eksperymenty np. na płycie "A Saucerful of Secrets" zespołu Pink Floyd oraz w niektórych dokonaniach brytyjskiej formacji Spooky Tooth, która zaprosiła do współpracy przy tworzeniu materiału dźwiękowego francuskiego elektronicznego konkretystę Pierre'a Henry. W 1969 roku powstaje nagrana z jego udziałem płyta "Ceremony", nieco dziwaczna kompilacja Hard Rocka z muzyką komponowaną przy pomocy elektronicznego instrumentarium. Nie były to nagrania o charakterze komercyjnym i prawdopodobnie przez ten fakt nie pozyskały również uznania krytyki muzycznej i powszechnego odbiorcy.

W atmosferze muzyki eksperymentalnej i coraz wyraźniejszych prób przeszczepienia ich na niezwykle podatny grunt rockowy, a dokładniej w roku 1965 młody, zachodnioberliński rzeźbiarz, studiujący cztery lata również grafikę i malarstwo w berlińskiej uczelni Akademie der Kunste - Edgar Froese - (urodzony 6 czerwca 1944 roku w Tylży), zainspirowany twórczością The Rolling Stones odkłada dłuto, aby rozpocząć niezwykle ponoć intensywny kurs nauki gry na gitarze. Po kilku miesiącach zostaje wcielony w skład eksperymentalnej grupy rockowej o nazwie The Ones, grającej głównie w klubach muzycznych pod Berlinem. Sam Edgar Froese, biorący udział już w 1962 roku w twórczości kilku lokalnych grup Rock'n'Rollowych nagrywa z nią singiel "Lady Greengrass" w pewien sposób promujący zażywanie narkotyków a utrzymany w stylu i klimacie wczesnych dokonań tak docenianych w owym czasie gwiazd jak The Rolling Stones i Frank Zappa. Nie liczącemu wcale na poklask publiczności i uznanie ze strony krytyki muzycznej oraz na szeroko pojmowaną popularność zespołowi sprzyja jednak wyjątkowe szczęście. W roku 1966, podczas pobytu w Hamburgu The Ones zwracają na siebie uwagę jednego z producentów tamtejszej wytwórni płytowej o nazwie Starclub Records i w ten sposób otwierają sobie drogę do studia nagrań.

Mniej więcej w tym samym czasie, tj. w 1967 roku zespół otrzymuje zaproszenie do prywatnej willi Port Lligat do Cadaques w północnej Hiszpanii aby wykonać specjalny koncert dla Salvatore Dali - (drugi po znanym na całym świecie francuskim spektaklu Soft Machine dla Picassa). Słynny malarz pomaga wówczas Edgarowi Froese w przełamaniu konwencjonalnego pojmowania materiału muzycznego. Dali tworzył w owym czasie potężną rzeźbę Chrystusa w ogrodzie mieszczącym ponoć tysiąc drzewek oliwnych. Zanurzony w wodzie grał na fortepianie kompozycje Satie'go a wodny balet tańczył do muzyki Debussy'ego. Grupa wykonała około 20 minutowy popis improwizacji, wzbudzając powszechny aplauz.

W drodze powrotnej z Hiszpanii zespół The Ones zatrzymuje się na cztery miesiące w paryskim klubie Johnny'ego Hollydaya, gdzie gra jako zespół czysto rozrywkowy, przygrywający do tańca średnio trzy razy w tygodniu, za to za najniższe z możliwych stawek. Całkowicie wyczerpani fizycznie i zagłodzeni niemalże na śmierć The Ones wracają do Republiki Federalnej Niemiec z zamiarem jak najszybszego rozwiązania grupy i zajęcia się innym, mniej wyczerpującym zajęciem. Jedynie Edgar Froese postanawia kontynuować muzyczną karierę, zafascynowany odkryciem muzycznych dokonań Karlheinza Stockhausena i Johna Cage'a. Powoli rodzi się w nim nowa idea aranżacji własnych pomysłów realizowanych przy pomocy techniki nagrań "na taśmę". Skompletowanie całkowicie własnego, nowego zespołu zajmuje mu jednakże całe pół roku. W końcu, po licznych nieszczęśliwych perturbacjach, we wrześniu 1967 roku z nową nazwą, którą zaczerpnięto z piosenki The Beatles "Lucy in the Sky with Diamonds" - (sprytnie ukryta nazwa narkotyku znanego jako LSD ), z albumu "Sgt. Peppers Lonely Hearts Club Band", pojawia się na rockowym firmamencie supergrupa z Berlina zachodniego, w późniejszym okresie okrzyknięta najsłynniejszą grupą świata grającą rock elektroniczny. Tą grupą jest oczywiście Tangerine Dream!

Nazwa "Mandarynkowy sen" miała nie tylko bulwersować purytańskie odłamy słuchaczy i być swoistym wykładnikiem muzycznych propozycji zespołu ale miała również zachęcać ewentualnego odbiorcę do wyprawy w inny wymiar, w świat kreowany z fantastycznych imperatywów wyobraźni Na początku swego istnienia grupa złożona była głównie ze studentów berlińskiego Technische Universitaet. Debiutowała we wrześniu 1967 roku -(inne źródła podają, że miało to miejsce w styczniu 1968r.), prapremierowym koncertem, który odbył się w gmachu Politechniki Berlińskiej, grając muzykę utrzymaną w konwencji wczesnych nagrań Franka Zappy i Tima Buckley'a, a następnie występując na festiwalu tzw. Nowej muzyki w Essen. Grupa w pierwszym składzie to: Edgar Froese-gitara, Volker Hombach-flet, skrzypce, Lanse Hapshash - perkusja (na bardzo krótko zastąpiony w 1968 roku przez Svena Johanssona), Kurt Hirkenberg - gitara basowa oraz obecny zaledwie na kilku próbach Charlie Prince w roli wokalisty. Z biegiem czasu i towarzyszącym temu ustawicznym zmianom składu muzyka Tangerine Dream ulega ciągłym przeobrażeniom. Po krótkiej fascynacji twórczością Franka Zappy zespół sięga po utwory Pink Floyd, by wreszcie spróbować swych sił na polu muzyki całkowicie improwizowanej, stając się jednocześnie rezydentem klubu Zodiac i grając w nim niekonwencjonalne, nocne, maratonowe bo pięcio-, sześciogodzinne koncerty tzw. "wolnej muzyki", co w owym czasie bardzo odpowiadało gustom progresywnej młodzieży studenckiej.

Pomimo dość sporej "podziemnej sławy" pierwszy skład osobowy zespołu rozpada się w marcu 1969 roku nie zaznawszy komercyjnego sukcesu, choć zdaniem wielu był to bardzo obiecujący kwintet rockowy o dużych ambicjach, który z biegiem czasu mógł się znaleźć w gronie wykonawców na głównych festiwalach w Republice Federalnej Niemiec, obok takich wschodzących sław jak Amon Duul czy Guru Guru. Ich pierwsze koncerty miały również formę zwariowanych happeningów, np. w październiku 1970 roku w Kapfenberg grupa zaimprowizowała suitę na sześć automatów do gry!

Sam Edgar Froese, wspominając ten okres, mówił: - "Była to bardzo dziwna formacja Free rocka, wykonywanego przy użyciu typowego instrumentarium. Profil zespołu zmieniał się z miesiąca na miesiąc gdyż szukaliśmy czegoś, czego w tych zwariowanych czasach sami nie potrafiliśmy jeszcze bliżej sprecyzować. Znaliśmy tylko jedno - głośność! Później było już to nie do wytrzymania i żaden z nas nie mógł już dłużej znosić wzajemnego przekrzykiwania, huku bębnów i ryczącej gitary. Nie mieliśmy wtedy pieniędzy by zakupić dla naszych potrzeb monitory, umożliwiające odsłuch na estradzie. Wspólnie więc na jednej z prób wybraliśmy o wiele łatwiejsze rozwiązanie: na pewien czas wyrzuciliśmy ze składu oba te instrumenty".

Pomiędzy marcem a listopadem 1969 roku Froese prowadził pod swoim kierownictwem jeszcze dwa inne zespoły, ale ich działalność ograniczyła się zaledwie do kilku prób w maleńkich, klubowych salkach.

W październiku tegoż roku powstaje całkowicie odmienny zalążek zespołu. Edgar Froese poznaje zdolnego wiolonczelistę Conny'ego Schnitzlera, poleconego mu przez Hansa Roedeliusa, grającego we wspomnianym już wolnym artystycznie muzycznym laboratorium "Zodiac", a z pomocą młodego flecisty z berlińskiego konserwatorium Steve'a Jolliffe'a w listopadzie 1969 roku zaznajamia się z Klausem Schulze - perkusistą i pianistą PSY FREE - (urodzonym 04 sierpnia 1947 roku w Berlinie zachodnim). Ten ostatni grał już wówczas na instrumentach klawiszowych i obsługiwał z dużą swobodą kilka prostych urządzeń preparujących dźwięk, takich jak generatory tonu i organy preparowane. Dwaj wybitni instrumentaliści poznali się w małym klubie, gdzie na żywo Klaus Schulze grał z akompaniatorem organowym. Tym klubem był Essener Sontage we Frankfurcie. Grali w nim między innymi Frank Zappa, Mothers of Invention, Jafferson Airplane i The Birds. Zaledwie pięć miesięcy później miała ujrzeć światło dzienne pierwsza i jedyna ich wspólna produkcja "Electronic Meditation".

Muzycy wynajmują pomieszczenie w berlińskiej fabryce "Kreuzberg", gdzie na dwuśladowym magnetofonie firmy Revox nagrywają pierwsze utwory demonstracyjne. Kompozycje są zagrane zupełnie "na żywo" bez wcześniejszych prób, z ogromnym zapałem i entuzjazmem powodowanym radością komponowania przy pomocy środków elektronicznych, chociaż w swojej ostatecznej formie były czystą muzyką eksperymentalną. Dokonania te jednak w pełni zasługują na duże uznanie, nie mieszcząc się w ogólnie przyjętych kanonach estetyki rocka, a zarazem obrazując nieprzeciętny talent swoich twórców. Był to prawdopodobnie ten moment w historii zespołu, w którym prymitywna żywiołowość rytmiczna nie zwiastowała późniejszych, bardziej wysublimowanych aktów artystycznej kreacji. Jak swego czasu stwierdził gitarzysta grupy Ashra Tempel -Manuel Goettsching, muzyka elektroniczna tego okresu, tworzona przecież zupełnie spontanicznie bez wcześniejszych wzorców do naśladowania, miała stanowić środek porozumienia pozazmysłowego, przekazu myśli i uczuć. W chwili obecnej takie muzyczne dokonania wydają się być kompletnym dziwactwem, stając się jednocześnie łatwym łupem i celem ataków dla licznego grona krytyków, którzy nie znając zupełnie wcześniejszych dokonań kompozytorów awangardowych próbują w opinii czytelników uchodzić za wybitnych znawców tematu, umniejszając w swoich wypowiedziach rewolucję muzyczną, której dokonały pierwsze płyty niemieckich prekursorów gatunku. Niektórzy z nich posuwają się nawet do twierdzeń, że od 1970 roku wykonawcy nagrywają, z pewnymi tylko innowacjami dodawanymi za pomocą nowocześniejszych syntezatorów, wciąż tę samą płytę. A przecież albumy "Irrlicht" czy "Electronic Meditation" proponowały wtedy zupełnie nowe spojrzenie na muzykę, zabierając słuchaczy w podróż w nieznane, do dziewiczych terenów wyobraźni.

Latem 1970 roku muzycy Tangerine Dream kontaktują się z promotorem tzw. "nowej muzyki" i animatorem ruchu Rolfem-Urlichem Kaiserem - zapaleńcem, który kilka miesięcy wcześniej utworzył niezależną firmę fonograficzną OHR-Records, sprzedającą swoje wyroby bardzo wąskiemu gronu słuchaczy. Jako pierwsza pod egidą OHR ukazała się płyta "Fliessbandbabys Beat-Show" zespołu Floh De Cologne będąca zwariowanym, jadowitym strumieniem dźwięków Następne krążki to "Mandalas" grupy Limbus 4, "Lieder Von Vampiren, Nonnen und Toten" Berndta Witthusera oraz "Opal" grupy Embryo. Jako piąta ukazała się pierwsza propozycja dźwiękowa Tangerine Dream - "Electronic Meditation", debiut Klausa Schulze w roli perkusisty (jeszcze pod nazwiskiem Claus Schultze), a współpracującego z grupą zaledwie parę miesięcy, po latach nazywającego to wydawnictwo "Punkiem epoki Beatlesów". Edgar Froese nadał mu jednak bardziej frapującą nazwę "wyprawy w głąb płonącego mózgu" i "pytania o istnienie poza życiem". Materiał zawarty na tej płycie był tak śmiały i przeciwny wszelkim konwencjom oraz przyzwyczajeniom odbiorców, że prawdopodobnie dzisiaj żadna z firm niezależnych nie miałaby odwagi wydać takiego wydawnictwa. Z chwilą swego opublikowania podsumowywało ono bowiem poszukiwania wielu podobnych, zbuntowanych przeciwko stereotypom i szablonowemu pojmowaniu muzyki zespołów zachodnioniemieckich, takich jak Amon Duul, Popol Vuh, Checkpoint Charlie, Guru Guru, Birth Control, Broselmaschine, Ihre Kinder, Message, Missus Beastly, Cluster, Embrio, Percewood's Onagram czy Mythos. Było również niewątpliwym początkiem przygody z nowoczesną, elektroniczną muzyką rockową, która z biegiem lat miała bardzo wiele różnych wątków i ogromną liczbę bohaterów.

Muzyka, zawarta w "Elektronicznej medytacji", konstruowana była zupełnie swobodnie z dowolnych i przypadkowych elementów, przypominając -(a być może wzorując się wręcz na nich), dokonania Johna Cage'a i Karlheinza Stockhausena, których twórczość zgłębiał znacznie wcześniej lider Tangerine Dream, a która sporej części odbiorców przypominała przy okazji zapoznawania się z jej zawartością treści, przekazywane za pomocą malarstwa abstrakcyjnego. Istnieje opinia, że impulsem do poszukiwań Edgara Froese i jego kolegów były wczesne dokonania grupy Pink Floyd. Trudno się z nią nie zgodzić, zważywszy fakt, że oba zespoły spotkały się ze sobą już w październiku 1969 roku na festiwalu muzyki rockowej trwającego podówczas w Essen (Pink Floyd byli wtedy świeżo po nagraniu znakomitego, podwójnego albumu "Ummagumma", z bardzo śmiałymi pomysłami syntezatorowymi Rogera Wattersa i Ricka Wrighta). Bez wątpienia muzycy "Różowego Obłoku" zainspirowali w pewnym sensie swoich kolegów tworząc odmienny nurt, którego Edgar Froese oraz w późniejszym okresie swojej solowej działalności Klaus Schulze, mieli się już wkrótce okazać najwybitniejszymi przedstawicielami.

Muzycy z formacji "Tangerine Dream" nagrywali materiał na swój pierwszy krążek na tym samym magnetofonie firmy Revox, co swoje kasety demo i w tej samej berlińskiej fabryce, aby w końcu zanieść do Kaisera - szefa OHR Records (jak na ironię muzycy jazzowi, tacy jak Miles Davies posiadali w swoich studiach magnetofony 24-śladowe, będące podówczas najnowszym osiągnięciem przemysłu nagraniowego) .Najbardziej zdumiewający może być także zestaw instrumentarium, użyty bezpośrednio przez członków zespołu do nagrania tego właśnie dźwiękowego materiału. Edgar Froese grał bowiem na gitarze, fortepianie, organach i tłuczonym szkle, Klaus Schulze na perkusji, biczu, metalowych i ceramicznych płytkach, płonącym pergaminie oraz penetrował mikrofonami prostych konstrukcji różne, częstokroć nawet nie elektroniczne źródła dźwięku, posługując się jednocześnie prostymi efektami elektronicznymi i taśmami, a Conny Schnitzler grał na wiolonczeli, gitarze i generatorze tonów, użyczając jednocześnie swojego głosu i taśm z odgłosami, dochodzącymi z linii produkcyjnej fabryki samochodów małolitrażowych.

Utwory, wypełniające pierwszą płytę Tangerine Dream , stawały się jednoznacznym zwiastunem poszerzenia formuły rocka o doświadczenia estetyczne i technologie studyjne, utożsamiane jeszcze pod koniec lat 60-tych wyłącznie z pracami awangardy muzycznej, kontynuującej poszukiwania sonoryczne w dziedzinie elektroakustyki oraz twórczości "na taśmę". Album otwiera kompozycja "Geburt" z bardzo monotonnym ostinato, po parokrotnym przesłuchaniu kojarząca się nieodparcie z cięciem tępym narzędziem bardzo delikatnego materiału. Ten "nie ludzki" dźwięk, powtarzany regularnie przez cały czas trwania utworu, miał prawdopodobnie za zadanie dokonać pewnej natychmiastowej selekcji wrażliwości estetycznej oraz wyobraźni muzycznej potencjalnego słuchacza, nawykłego do tradycyjnego pojmowania zasad wydobywania dźwięków z instrumentu i odrzucić przypadkowego odbiorcę. Zespół w pozostałych utworach proponował muzykę niezwykle ezoteryczną, a zatem z łatwością można wysnuć wniosek, że początkowy zabieg miał być nie tylko sprawdzianem, lecz głównie selekcjonerem odrzucającym niektórych słuchaczy. Ze swej strony zapewniam, iż warto przebrnąć przez tę próbę, bowiem "Elektroniczne Medytacje" grupy, tylko pozornie koszmarne, prowadzą nas prosto w inny wymiar i niemal zupełnie odrywają od rzeczywistości.

Wycieczka do tego "innego wymiaru" nie jest jednakże rzeczą łatwą, gdyż zespół nie stara się sterować poszczególnymi zmysłami odbiorcy, nie ukazuje estetycznego raju, lecz tworzy niezwykłą atmosferę dzięki mistycyzmowi i ascezie oraz nowym, dotąd zupełnie nieznanym zasobom struktury dźwiękowej. Utwory "Zimny dym", "Prochy i popioły" oraz "Zmartwychwstanie", z kończącym je tekstem w języku niemieckim odpowiednio przetworzonym tak, że praktycznie trudno rozróżnić poszczególne słowa, w rockową konwencję scala jedynie prowadząca gitara Edgara Froese.

Niezwykła ekskluzywność tej muzyki stała się powodem wrogości dotychczasowych miłośników dokonań grupy. W momencie swego ukazania się na rynku longplay "Electronic Meditation" spowodował stratę niemalże wszystkich fanów. Powodem tego stanu nie był zapewne fakt, że podczas nagrywania tego krążka spotkali się ze sobą niedoszły rzeźbiarz, gitarzysta i perkusista, zmuszony do grania na perkusji i bezkompromisowy wiolonczelista. Na fakt, że grupa Tangerine Dream straciła swoją dotychczasową publiczność złożył się splot bardzo różnych okoliczności, które w równym stopniu zdecydowały o powstaniu takiego, a nie innego rozwiązania muzycznego materiału, zawartego na "Medytacjach". Wiolonczelista Conny Schnitzler nie potrafił bowiem na początku swej obecności w składzie osobowym grupy znaleźć wspólnego mianownika pomiędzy swoją orientacją muzyczną a dość osobliwym punktem widzenia utworu, jaki proponował Froese. Dodać do tego jeszcze należy skłonności lidera do rozbudowanych improwizacji, których Schnitzler nie uznawał za najważniejsze.

Klaus Schulze, kiedy otrzymał jesienią 1969 roku propozycję dołączenia do składu Tangerine Dream , bardziej pragnął uczestnictwa w nagraniu płyty ze swoim udziałem , niż był do tego faktu przygotowany. Fascynowało Go nowe brzmienia, nowe, elektroniczne możliwości instrumentów, tymczasem lider zespołu domagał się stanowczo, by został jedynie perkusistą. Klaus już wtedy całe dnie przesiadywał w zachodnioberlińskim studio muzyki eksperymentalnej i pod kierunkiem pełniącego tamże obowiązki gospodarza, awangardowego kompozytora Thomasa Kesslera odkrywał nowy, niezwykle dla niego samego pociągający świat dźwiękowy To właśnie tam, po raz pierwszy zetknął się z syntezatorem konstrukcji Mooga, aby już wkrótce stać się jego szczęśliwym posiadaczem. Wspólnie z innymi bywalcami tego studia, gitarzystą Manuelem Goettschingiem oraz basistą Hartmutem Enke posiadaczami przywiezionych z Wielkiej Brytanii ogromnych kolumn i wzmacniaczy, wcześniej wykorzystywanych przez grupę Pink Floyd, wkrótce wykorzystuje próbę znalezienia nowej konwencji, zakładając już w roku 1970, a więc w chwili wydania płyty "Electronic Meditation" zespół "Ash Ra Tempel". W jego składzie nagrywa longpay'e "Ash Ra Temple" (OHR 1971r) oraz już jako muzyk występujący gościnnie "Join Inn" (OHR 1971r). W późniejszym okresie współpracuje również z Goettschingiem podczas tworzenia bardzo interesujących albumów sygnowanych nazwami "The Cosmic Jokers" oraz "Galactic Supermarket".

Zgodnie z intencjami muzyków z Tangerine Dream muzyka miała wyrażać dążenie do zrozumienia problemów życia pozagrobowego, spokoju kosmicznej przestrzeni, wreszcie- kosmicznej ciszy. Dysponujący podczas nagrań materiału na "Medytacjach" jedynie organami, przebudowywanymi aż do całkowitego zniszczenia Schulze, próbował już uzyskiwać brzmienia, z którymi zetknął się w studio Kesslera. Fascynowało Go to znacznie bardziej niż gra na perkusji, której miał niebawem zupełnie zaniechać. "Niespokojny duch" Klausa Schulze kierował tego muzyka w stronę koncepcji brzmieniowych, zawartych na jego pierwszych autorskich płytach. Po serii koncertów w Niemczech, Szwajcarii i Austrii, będących pierwszą trasą koncertową jego grupy, pod koniec lata 1971 roku późniejszy kompozytor "Angst", "Mirage", Dune" i "Drive Inn" opuszcza również Ash Ra Tempel aby poświęcić się karierze solowej i stworzyć własny dźwiękowy świat, zawarty na 80-ciu autorskich albumach.

Na fakt niepowodzenia pierwszego wydawnictwa Tangerine Dream miało zapewne również zdanie jego wydawcy, Ralfa- Urlicha Kaisera, na którym nagrany wówczas materiał nie wywarł najlepszego wrażenia i jego zdaniem pozbawiony był tzw. "siły rynkowej". Longplay "Electronic Maditation" ginie zatem w powodzi bardzo do siebie podobnych płyt niemieckiej awangardy, zresztą zostaje wydany dopiero po dokonaniu znacznych cięć i remiksów zaproponowanego przez muzyków materiału.

Po odejściu Klausa Schulze Edgar Froese ponownie zmuszony jest do poszukiwań nowego muzyka. Przy niezbyt optymistycznych perspektywach dalszego rozwoju, nastawionej wrogo do dokonań zespołu publiczności oraz braku zainteresowania ze strony krytyków muzycznych pozostali członkowie grupy są bliscy załamania. Lider "Mandarynkowego Snu" nie poddaje się jednak i co jest rzeczą niezwykle charakterystyczną dla awangardowych twórców, pozostaje przy pomyśle kroczenia nadal obraną wcześniej drogą, nie zważając zupełnie na to, że członkowie jego zespołu nie zarabiają swoimi muzycznymi propozycjami nawet na chleb. Po długich perturbacjach miejsce Klausa Schulze zajmuje w końcu Christopher Franke (urodzony 06 kwietnia 1953 roku w Berlinie zachodnim), późniejszy pomysłodawca i inspirator działań grupy "Tangerine Dream" i przyjaciel Edgara Froese, tworzący z nim wspólnie przez następne 15 lat trzon osobowy zespołu, a w owym czasie zaangażowany w grę w jazzowo-elektronicznym combo "Agitation Free". Franke, studiujący w Strasburgu i Namy był rozdarty pomiędzy tworzeniem muzyki a twórczością teatralną. To właśnie On wysunął propozycję , aby zespół w początkowej fazie swojej działalności na terenie Niemiec zaczął grać koncerty tzw. "wolnej muzyki elektronicznej" i skłaniał Edgara Froese do tego, by odrzucił wszystkie rockowe wzorce, a komponować zaczął w bardziej melancholijnym, kameralnym niemalże nastroju. W tym celu powiódł po raz pierwszy Tangerine Dream do studia muzyki eksperymentalnej w Berlinie, gdzie ukonkretnił przekonanie lidera o możliwościach połączenia muzyki eksperymentalnej z innymi rodzajami sztuki, między innymi ze sztukami wizualnymi. Froese i Franke spotkali się po raz pierwszy w październiku 1970 roku i właśnie wtedy ten pierwszy podjął decyzję o przyjęciu do grona muzyków rodzimej grupy 17-to letniego perkusisty, który wówczas nagrywał dla niemieckiego piosenkarza sesję w języku niemieckim utworu "The Boxer" Simona i Garfunkela, do wspólnej pracy doszło zaś po tych nagraniach w telewizyjnym studio.

Nie uznający kompromisów za wszelką cenę Schnitzler zamierzał realizować jednak swoje własne pomysły, co w konsekwencji powoduje rozstanie z członkami Tangerine Dream i odejście do prac nad muzyką telewizyjną, tworzoną w laboratoriach artystycznych w Wiedniu. Muzyk ten, bardziej zorientowany na muzykę klasyczną (co z biegiem lat miało się okazać dla niego samego bardzo mdłym surogatem), nie pozostawia jednak grupy w krytycznej sytuacji bez zmiennika. Nowym członkiem zespołu zostaje keyboardman Steve Schroeder. W równie krótkim czasie okazuje się niezwykle cennym dla grupy nabytkiem, gdyż oprócz rozległych talentów muzycznych posiada również "szósty zmysł dyplomatyczny", dzięki któremu wytwórnia OHR Records nie tylko zezwala na nagranie pod swoimi sztandarami nowego longplaya, ale również udziela pomocy w zaopatrzeniu zespołu w zestaw aparatury i instrumentarium estradowego, będącego w owym czasie najnowszym osiągnięciem przemysłu muzycznego.

W styczniu 1971 roku w studio w Kolonii muzycy nagrywają drugi czarny krążek, zatytułowany "Alpha Centauri", zawierający nadal słabo zrozumiałą i stylistycznie czytelną muzykę, kierowaną do zawężonego grona odbiorców o wysublimowanych gustach. Nadal też podstawowym elementem muzyki zespołu pozostaje swobodna improwizacja, powstająca jednak, o czym pamiętać należy, na bogatszym i uwspółcześnionym instrumentarium. Nowy longplay ponownie przechodzi niemal niezauważony przez krytyków i słuchaczy. Muzycy Tangerine Dream mają jednak świadomość szerszego wykorzystania Mellotronów (instrumentów imitujących brzmienia sekcji smyczkowej orkiestry symfonicznej - przyp.), organów a także ciekawszego użycia wchodzących w skład instrumentów akustycznych. Edgar Froese grał bowiem na gitarach, gitarze basowej, organach i młynku do kawy (!),Chris Franke na perkusji, instrumentach perkusyjnych, flecie poprzecznym, harfie, pianinie, cytrze i VCS 3 Synthi zaś Steve Schroeder na organach Hammonda oraz organach Farfisa. Gościnnie wystąpili również Udo Dennebourg - flet i deklamacje oraz Roland Paulick na VCS 3 Synthi. Sama zaś płyta została nagrana w Dieter Dierks Studio w Kolonii na ośmiośladowym magnetofonie.

Longplay, na którym zawarte są trzy kompozycje: "Sunrise in the Third System"; (wzorowana na utworze Stockhausenna "Song of the Youth's" z 1956 roku, mającej ongiś brylantowy status akademicki), "Fly and Collision of Comas Sola" oraz część tytułowa "Alpha Centauri", która została zadedykowana wszystkim tym, którzy odczuwają duchową wież z bezgraniczną głębią kosmicznej przestrzeni. "Mandarynkowy Sen" ma się odtąd dla nich śnić w nowym wymiarze muzycznego credo grupy - w kosmicznej otchłani.

Delikatna i melancholijna, kojąca i nieco metafizyczna ballada o dużej kolorystyce, jaką jest "Wschód Słońca w trzecim systemie" przeradza się bowiem w niemalże katastroficzną w swojej wymowie opowieść o locie Comas-Soli, komety, której wędrówka poprzez czarne czeluście wszechświata została ukazana za pomocą następujących po sobie i wzajemnie się nawarstwiających fraz muzycznych. Początkowo jest to jedynie delikatne dryfowanie, sygnalizowane zaledwie przez gitarę akustyczną i flet, którego partia wiodąca jest w środkowej partii utworu zakłócana przez Schroedera, aby w końcowej fazie lotu ulec zupełnemu rozbiciu przez rozbudowane do wręcz monstrualnych rozmiarów solo instrumentów perkusyjnych, pozostające do samego zakończenia kompozycji instrumentem wiodącym. Trwająca 22 minuty kompozycja "Alpha Centauri" wypełnia cała drugą stronę czarnego krążka i jest zarazem bardzo umistycznioną opowieścią o najbliższej naszemu słońcu gwieździe W kilku minutach zakończenia przeplata ją melodeklamacja, kończąca longplay podobnie jak w przypadku poprzedniej propozycji grupy "Electronic Meditation". Ponadto na płycie, słyszalne dopiero po parokrotnym i wnikliwym przesłuchaniu, od czasu do czasu pojawiają się dość efektowne jak na tak skromne przecież możliwości sprzętowe barwne ozdobniki elektroniczne, które kilka lat później pełnią również swoje funkcje przy tworzeniu przez różne zespoły ówczesnej dekady muzyki tanecznej i dyskotekowej.

Sama jednak płyta, będąca bardzo odważnym wystąpieniem na europejskim rynku rockowym, pozostaje równie bez echa, co wydany w sierpniu 1972 roku podwójny album "Zeit". Pomimo, że obie te propozycje ukazały się tylko na rynku zachodnioniemieckim, zespół daje o sobie znać również poza granicami rodzimego kraju, występując po raz pierwszy we Francji, a jak podają źródła nieoficjalne również w Japonii. W paryskim radio WDR muzycy dają np. około 20-to minutowy, porywający wszystkich słuchaczy występ "na żywo". Pismo "Sounds" oceniło album "Alpha Centauri" jako płytę roku zaś Roland Paulick, gościnnie grający na tym wydawnictwie, określał Tangerine Dream podczas udzielania wywiadów jako najlepszą grupę grającą rock kosmiczny w Niemczech. Były to jednak dość nieliczne odzewy na muzyczne fascynacje Edgara Froese, który ciągle poszukiwał bardziej wyrafinowanej formy muzycznego przekazu. Lider TD był bardzo niezadowolony z ustawicznego odrzucania materiału przez publiczność i krytykę oraz z faktu, że zespół nadal nie zarabiał na swe utrzymanie.

Froese: -"Wielu śmiało się z nas, nazywając wariackim zespołem z Niemiec, który na scenie nie robi nic oprócz ustawicznego kręcenia pokrętłami mocy. Nic więc dziwnego w fakcie, że czasem przychodziło zwątpienie i frustracja. Zresztą tak jest prawie zawsze, gdy chce się osiągnąć szczyty możliwości - wielokrotnie okazuje się to po prostu niemożliwe. Po rocznej pracy w studio wychodzi spod twojej ręki blok dźwięków lub muzyczna konfekcja dla setki osób. Pozostali nie mogą lub nie potrafią słuchać tak nagranej płyty".

Edgar Froese postanawia raz jeszcze dokonać w szeregach zespołu zmiany personalnej. Zanim to jednak nastąpiło muzycy wspólnie w czerwcu 1971 roku w Austrii w miejscowości Ossiach. Ukazuje się potem trój płytowy longplay nagrany na żywo a noszący tytuł "Ozillator Planet Concert", którego ośmiominutowy fragment publikowany jest szeroko na wielu nieoficjalnych płytach bootlegowych, a będący jednocześnie arcydziełem muzycznej architektury i dźwiękowej kreacji wykonywanej w plenerowych warunkach. Na początku lutego 1972 roku, po trzech miesiącach istnienia w duecie do grupy dołącza , zastępując Schroedera, utalentowany keyboardman Peter Baumann z grupy "The Ants" (urodzony 29.01.1953 roku w Berlinie zachodnim). Skład Froese, Franke i Baumann staje się klasycznym osobowym zestawieniem dla początków działalności zespołu triem, odpowiedzialnym również za komercyjny sukces światowy tej grupy. Hołduje on bowiem w dalszym ciągu swobodnej improwizacji na elektronicznym instrumentarium syntetyzującym dźwięk, jednakże w sposób bardzo wyraźny odchodzi od sposobów kompozytorskiego traktowania utworu awangardowego, któremu wierni byli prekursorzy w eksperymentach na tym polu. Początki nowego składu TD były jednak niezwykle trudne i dla samych zainteresowanych. W październiku 1972 roku zespół wystąpił na przykład w miasteczku Beyreuth na południu Niemiec, grając na gitarze, gitarze basowej, perkusji oraz zbudowanych przez siebie prostych elektronicznych instrumentach aby, po piętnastu minutach swobodnej dźwiękowej kreacji zostać po prostu wygwizdanym przez publiczność i zejść z niesmakiem ze sceny.

Peter Baumann, nowa twarz w grupie, od bardzo wczesnych lat zainteresowany surrealizmem, muzyką rockową i elektroniką, a na co dzień grający na syntezatorach, organach i fletach, zaproponował wówczas radykalną zmianę stylu wykonawczego, który miał się opierać wyłącznie na dźwiękach pochodzenia syntetycznego. Edgar Froese rozbudował ten nowatorski pomysł o eksperymentalny skład dodatkowych czterech wiolonczel, w znacznym stopniu wzbogacających wypracowane przez muzyków z Tangerine Dream brzmienie. W towarzystwie Christiana Vallbrachta, Jochena von Grumbcowa, Hansa Joachima Brune'a i Jochannesa Lucke na tych właśnie instrumentach, Floriana Fricke, na codzień związanego z grupą Popol Vuh na syntezatorze Mooga (wówczas stanowiącego równowartość jednego miliona marek niemieckich) oraz Steve'a Schroedera na organach trio Franke, Froese i Baumann (ten ostatni grający na keyboardach np. VCS 3 Synthi i syntetyzerach dźwięku) nagrywa dwupłytowy album "Zeit". Płyta "Czas" to "Largo w czterech częściach", na które składają się kolejno kompozycje: "Birth of Liquid Plejades", "Nebulous Down", Origin of Supernatural Probabilites" oraz tytułowy "Zeit", nagrany przez grupę już za pomocą pierwszego własnego syntezatora Mooga, zakupionego od Micka Jaggera - wokalisty i pianisty "The Rolling Stones".

Poszukiwania muzyczne członków zespołu poszły w tym przypadku bardziej w kierunku efektownego zapisu proponowanej muzyki, dokonywanego przy pomocy techniki zapisu kwadrofonicznego i wykorzystywania w o wiele większym stopniu stereofonii tzw. "sztucznej głowy" niż wzbogacenia samej faktury dźwiękowej. Brak jakiejkolwiek dynamiki powoduje jednak nadanie tym propozycjom synonimu już nie muzyki "kosmicznej" lecz "cmentarnej" i pomimo oczywistej złośliwości, zawartej w takim sformułowaniu, trudno się z tym kryterium i wnioskiem nie zgodzić. Takie nawarstwienie dźwięku świadczyło już niezbicie nie o nowych, nie katastroficzno-kosmicznych, lecz o katastroficzno-egzystencjalnych zainteresowaniach członków zespołu. Ten podwójny album zawiera bowiem nagrania niezwykle eksperymentalne, chociaż pamiętać należy, że niemalże w tym samym czasie ukazał się także singiel "Ultima Thule - part one and two" z typowo rockowymi, zaaranżowanymi przez Froesego utworami, łącznie trwającymi około ośmiu minut i dosyć często promowanymi na falach radiowego eteru.

Skłaniający się ku muzycznej idei, proponowanej przez muzyków z "Mandarynkowego Snu", francuski krytyk muzyczny Harve Picart, zaprosił grupę do stworzenia koncertowego widowiska podczas trwania festiwalu odbywającego się w Wielkim Teatrze "L'Ouest" w Paryżu. Spotkała się na nim "śmietanka" elektronicznego rocka z terenu Niemiec i Francji, a wśród nich grupy Kraftwerk i Ash Ra Tempel. W lutym 1973 roku Picard, zafascynowany występem zespołu i longplayem "Zeit" napisał: - "Płytę, zainspirowaną filozofią Parmenidesa, wypełnia muzyka abstrakcyjna, niezwykle intelektualna i kreacyjna, poprzez dźwięki tworząca nowy rytm naszego istnienia. To muzyka zimnego kosmosu, elektroniki bez dystansu technologii . Trzech instrumentalistów z Tangerine Dream kreuje dla was nowy wymiar i dzięki długim, falującym frazom tej grupy chce się, aby trwał on nieprzerwanie". Nagrania, zawarte na tej płycie posłużyły, przeniesione we fragmentach, za oprawę dźwiękową filmu "Vampira" w reżyserii George'a Moorse'a.

Nastaje upalne lato, wypełnione mozolną pracą. Muzycy, nieco podbudowani psychicznie nastrojami wytworzonymi podczas pobytu we Francji i nie zrażeni nadal brakiem komercyjnego sukcesu, rozpoczynają pracę nad nowym albumem w studiach OHR Records. Wydany w sierpniu 1973 roku longplay "Atem", do dnia dzisiejszego zaliczany do klasyki elektronicznego rocka, jest nazywany genialnym nawet przez na ogół powściągliwych autorów not encyklopedycznych w międzynarodowych leksykonach muzyki współczesnej. W piśmie "American News Music" John Schaefer określił album młodych niemieckich instrumentalistów jako powrót do stockhausennowskich wzorców klasycznego formalizmu, wzbogaconego o nową i niezwykle odkrywczą melodykę i harmonię. Jego zdaniem te właśnie nagrania "przemawiają do potencjalnego słuchacza zwiewnym, lecz niemalże dotykalnym, czarodziejskim i kosmicznym przesłaniem", tworząc nowy świat za pomocą kompleksowo nawarstwianych form muzycznych, jakże odmiennych od konwencjonalnych wzorców, obecnych na innych tego typu propozycjach. Należy pamiętać o fakcie, iż jest to rok wydania płyt tej wielkości, co "Dark Side of the Moon" grupy Pink Floyd, "L'Apocalypse des Animaux" Vangelisa Papathanassiou, "Tales from Topographic Oceans" zespołu Yes czy też "The Six Wives of Henry VIII" Ricka Wakemana. Krążek, nagrany tym razem bez obecności zaproszonych muzyków, a tylko w składzie trzyosobowym, zawiera ponownie cztery kompozycje, a są nimi kolejno: tytułowy utwór "Oddech", "Fauni-Gena", "Circulation of Events" oraz króciusieńki "Wahn". Na niespełna 42 minuty, wypełniająca ten krążek, złożyły się diametralnie odmienne od dotychczasowych propozycji zespołu kompozycje, pełne marzycielskich nastrojów i medytacyjnej zadumy. Być może właśnie dlatego, dzięki nowemu spojrzeniu na kompozycję i aranżację muzycznego materiału, który ujrzał dzienne światło w marcu 1973 roku, zespół odnosi długo oczekiwany komercyjny sukces. Muzycy z formacji TD realizują swój czwarty długo grający album przy pomocy trzyścieżkowego systemu zapisu dźwiękowego (firma Virgin Records posiadała możliwości wielościeżkowego zapisu dopiero w 1976 roku). Ten właśnie longplay zostaje zauważony i spopularyzowany przez niezależnego luksemburskiego prezentera "Radio One" Johna Peel'a, preferującego w swoich audycjach intrygujące i niekonwencjonalne zespoły, co prawie z dnia na dzień zbliżyło Tangerine Dream do brytyjskiej publiczności. Peel, lubujący się w muzycznym eksperymentatorstwie, stawia to wydawnictwo w swojej hierarchii wyżej, niż dotychczasowe dokonania takich muzycznych gigantów tamtych lat jak Keith Emerson, Rick Wakeman, Tony Banks, Klaus Schulze, Donald Fagen, Roger Watters, Holger Czukay, Marian Vagra czy Franz Bertzsch. Tak wielkie wyróżnienie w roku, w którym ukazały się przebogate w swych muzycznych treściach przeboje rocka jak "Brain Salad Surgery", "Tubullar Bells" czy wspomniany już wcześniej "Dark Side of the Moon", ma swoje znaczenie.

Zespół zostaje zauważony poza granicami swojego kraju i ma nareszcie możliwość oderwania się od "małego światka zachodnioniemieckiej awangardy". Ma to swoje dobre strony, zwłaszcza w przypadku ciągłej walki z bojkotującą dokonania zespołu dawną publicznością, która nadal była nastawiona do grupy bardzo wrogo. (W tym okresie Tangerine Dream zdobywa również, jeszcze bardzo skromną wówczas popularność na terenie Polski, a przypuszczalną liczbę sympatyków źródła szacują na około 600 osób). Rynkowa pozycja "Mandarynek" ulega zatem całkowitej zmianie. Płyta "Atem" zostaje określona w muzycznej prasie krytycznej mianem najciekawszego longplaya 1973 roku, także wysokie oceny przede wszystkim brytyjskich krytyków umożliwiają na rozpoczęcie kariery zespołu w Anglii, kraju nie akceptującym dotąd produkcji proponowanych przez zachodnioniemieckie zespoły z kręgu rockowej awangardy. Płyta zyskuje również tak duże uznanie dzięki niezwykle finezyjnej kompozycji tytułowej. Nagrany w styczniu astmatyczny oddech konającego olbrzyma w nowoczesnych produktach XX-wiecznej cywilizacji, której jedynym hasłem przewodnim jest chęć władzy, pośpiech, konsumpcja, użyteczność i zysk za wszelką cenę stał się symbolicznym przesłaniem o nadchodzącym zmierzchu piękna naszej cywilizacji i niemym krzykiem umierającej odrębności ludzkiej istoty. Wielkie zagęszczenie dźwięków, uzyskane poprzez kakofoniczne nawarstwienie syntezatorów i perkusji, zostaje w pewnym momencie gwałtownie przerwane długim, zmęczonym wydechem, aby łagodnie i refleksyjnie płynąca nostalgiczna część suity dawała możliwość uzmysłowienia słuchaczowi wszystkich zagrożeń i odsłonięcia zwyrodnień naszego umierającego w wyziewach i produkcyjnych odpadach świata, by w końcowym, krótkim "Wahn" przerodzić się w okrzyk przerażenia całej populacji. Ta wielka w swoim nowatorstwie, ze wszech miar dostojna muzyka zaczynała być jednocześnie popularna. Paradoksalnym wydawać się może zatem fakt, że w momencie pierwszych komercyjnych sukcesów grupy, grupy szturmującej nareszcie pierwsze miejsca list przebojów płytowych bestsellerów, firma OHR - Records zrywa z nią kontrakt, ponieważ dochodzi do nieporozumień na tle finansowym. Poza tym muzykom zaczyna "palić się pod nogami" rodzimy grunt i w końcu decydują się na wyjazd z kraju. Być może było to spowodowane mentalnością znużonej metafizycznymi propozycjami niemieckiej publiczności, nie potrafiącej zaakceptować takich trendów w swojej narodowej sztuce, może szczególnym rodzajem agresywności wśród odbiorców elektronicznego rocka. Być może również jedną z podstawowych przyczyn exodusu Tangerine Dream było rozgoryczenie, wynikające z nieudanej rywalizacji toczonej z ówczesnym rockowym gigantem, którym była Wielka Brytania, na rodzimym gruncie. Bez względu jednak na przyczyny zespół opuszcza swoje rodzinne strony i żegna się na zawsze z wytwórnią Kaisera - OHR.

Już wkrótce, bo w grudniu 1973 roku grupa podpisuje korzystny kontrakt ze znaną z ambitnego katalogu wytwórnią płytową Virgin Records w Londynie, dzisiaj wielkim koncernem nie tylko muzycznym, a przed laty małą firmą, której założyciel - były dziennikarz Richard Branson zainwestował skromne pieniądze w nagranie albumu zupełnie wówczas nieznanego multiinstrumentalisty Mike'a Oldfielda, dając tym samym życie superprodukcji "Tubular Bells", a następnie znanego z produkcji płyt takich gwiazd muzyki rockowej jak "Orchestral Manoeuvers in the Dark"- (OMD), "Culture Club", "Sex Pistols", "Magazine" czy wreszcie "Public Image". Jest to bez wątpienia kolejny przełomowy moment w historii formacji Tangerine Dream.

Latem 1973 roku Peter Baumann opuszcza na parę tygodni zespół, aby spędzić wakacje w Indiach i Nepalu twierdząc, że po wręcz "katorżniczej" pracy nad albumem należy mu się wypoczynek. Tym samym, na ten właśnie okres, grupa zostaje zredukowana do duetu Froese/ Franke. W czasie nieobecności Baumanna mocno "naciskani" przez nową wytwórnię muzycy zamykają się w Skyline Studio w Berlinie, aby nagrać płytę "Green Desert", w zamyśle poświęconą lasom tropikalnym, a przy nagrywaniu której Christopher Franke po raz pierwszy używał Mini Mooga PRX2, kontrolera rytmów i phaserów sprowadzonych z Włoch o 128 pokrętłach zmiany częstotliwości. Zremiksowane i na nowo masterowane w 1984 roku, seryjne, niemalże poetyckie tony zawarte na tej płycie dźwięczą do dzisiaj rytmami kontrolowanych phaserów, tworzonym przez mordercze, wręcz syzyfowe wydobywanie poszczególnych dźwięków z klawiatur ówczesnych syntezatorów. Zastanawiający jest fakt wydania tego krążka dopiero wiosną 1986 roku pod egidą firmy Jive Electro, chociaż w chwili obecnej ta właśnie muzyka jawi się przeciętnemu odbiorcy jako propozycja znacznie "lżejszego kalibru", łatwiej przyswajalna niż dokonania muzyków z pierwszej połowy lat 70-tych. Płytę "Green Desert" zdobią kompozycje duetu noszące kolejne tytuły: "Green Desert", "White Clouds", "Astral Voyager" oraz "Indian Summer", a longplay poza zestawem "In the Beginning" na płycie kompaktowej wydała Zomba Music Enterprises pod szyldem Relativity Records INC. nagrany w Skyline Studio w Berlinie.

Gdyby muzyka zawarta na tym wydawnictwie ukazała się właśnie w 1973 roku na rynku wywołałaby niewątpliwy zachwyt fanów. Tytułowy, trwający prawie 20 minut utwór, był prawdopodobnie przeznaczony na pierwszą stronę "czarnej" płyty. Po ciężkim, przypominającym swoim klimatem dokonania grupy Pink Floyd wstępie, do głosu dochodzi perkusja Christophera Franke rozpoczynająca temat właściwy suity, a elektronicznie spreparowana gitara Edgara Froese obudzić może najbardziej nieczułą wyobraźnię Głównie za sprawą natarczywych akustycznych bębnów, stale wychodzących na pierwszy plan dźwiękowy, w sposób bardzo dokładnie określony wzrasta ekspresja prowadząca do niemal szaleńczego uniesienia rytmu i barw, które w zwięzły sposób zostaje delikatnie rozładowane kilkoma cichymi taktami, przypominającymi mimowolnie wspaniałe zakończenie ze "Spodka tajemnic" Floydów, aby już za chwilę przejść w silnie zrytmizowane "White Clouds". Natomiast w utworze "Astral Voyager" muzycy z Tangerine Dream po raz pierwszy tak wyraźnie używają sequencera, ciekawie harmonizującego syntezatorowe tła, w sposób bardzo charakterystyczny dla całego tego wydawnictwa. W "Indian Summer" pojawia się natomiast jesień ze swymi wszystkimi odcieniami i barwami, z nitkami babiego lata unoszącymi się w powietrzu, z wiatrem gwałtownie wiejącym ponad ścianami lasów i tematem przypominającym delikatny, ograniczony niemalże do absolutnego minimum pentatoniką, daleki śpiew indiańskiego szamana.

Po powrocie Petera Baumanna ze światowych wojaży Richard Branson podpisuje z muzykami ostateczny kontrakt, który przewidywał pięcioletni okres współpracy na bardzo korzystnych dla obu stron warunkach, jednocześnie również udostępnia grupie możliwość dokonania nagrań w nowym i doskonale jak na owe czasy wyposażonym studio "Manor Shipton", w którym swoich produkcji dokonywał wcześniej Mike Oldfield. Grupa w tym okresie wyrusza także na swoje pierwsze wielkie tourne po krajach Europy zachodniej. Do najbardziej spektakularnych występów należały między innymi koncerty w Gratzu w Austrii, w Barcelonie oraz występy we Francji - w Paryżu i w Bordeaux. W parku miejskim w Hamburgu zespół udziela także telewizyjnego wywiadu, dając się poznać jako grupa ludzi bez uprzedzeń i bez pojęcia gwiazdorstwa. Jeszcze zimą 1973 roku trio wyjeżdża na Uniwersytet Oxfordzki z nowymi zmodyfikowanymi syntezatorami aby nagrać sesję "na żywo", która mogła przerodzić się w pierwszą płytę koncertową zespołu, jednakże bezpowrotnie giną skradzione taśmy, dokumentujące to bardzo ciekawe wydarzenie.

Po próbach wypracowania przez grupę nowego, powstającego w bólach stylu wykonawczego, pojawia się 20 lutego 1974 roku długo oczekiwany kolejny album studyjny, któremu muzycy nadali tajemniczą nazwę "Phaedra" (tytuł antycznego dramatu, toczącego się na zasadzie Love Story / imię córki Minosa - siostry Ariadny). Album tym razem okazał się przysłowiowym "strzałem w dziesiątkę", zyskując zespołowi przychylne recenzje i gorące uznanie wśród stale rosnącej ilości słuchaczy i fanów. Muzycy w tym czasie wykazywali ogromną brzmieniową inwencję, a także w uzyskiwaniu w swoich kompozycjach atmosfery grozy i niesamowitości. Członkowie grupy zaczęli również przywiązywać o wiele większe od dotychczasowego znaczenie do poszukiwań formalnych w tworzonych przez siebie utworach. Kompozycje rozwijały się nadal swobodnie, lecz z zachowaniem ogólnych założeń konstrukcyjnych. Zespół pod przewodnictwem Edgara Froese coraz bardziej porządkował budowę poszczególnych partii utworu, wzbogacał ich fakturę oraz dodawał elementy rytmiczne i melodyczne o rozmywających się konturach, nadal jednakże pozostając w sferze umożliwiającej kontynuację brzmieniowego eksperymentowania. Nagrana w rekordowym czasie, bo w ciągu trzech tygodni pomiędzy listopadem a grudniem 1973 roku "Phaedra" może dzisiaj służyć za elektroniczny leksykon tamtych czasów, chociaż prawie nie zmienił się zestaw instrumentarium, użytego do jej stworzenia przez muzyków od czasu zapisu poprzedniej płyty. W dalszym ciągu głównymi urządzeniami pozostawały syntezatory VCS3, organy, mellotrony, fortepian przetwarzany elektronicznie oraz flety i gitary, lecz coraz wyraźniej dochodził do głosu nowy, szeroko wykorzystywany Moog Modular Synthesizer, po raz pierwszy zaprezentowany szerszej publiczności w czerwcu 1974 roku podczas trwania koncernu w Viktoria Theater w Londynie, a obsługiwany przez Christophera Franke. Tytułowa, niemalże osiemnastominutowa suita nadal w swoim przesłaniu nawiązywała do gigantycznych otchłani kosmosu, zabierając słuchacza w futurystyczną dźwiękową przestrzeń, do dźwięków dotąd niesłyszalnych przez ludzkie ucho.

Longplay rozwija się niemal odrealnionym "Mysterious Semblance of the Stand of Nightmares", gdzie Mellotron obsługiwany przez Edgara Froese tworzy nastrój grozy niemal zapożyczony z tajemniczego horroru lecz o zwiewnej, niemal "niebiańskiej" partii instrumentu wiodącego główny motyw melodyczny aby przejść w pulsujące "Movements of A Visionary" i zakończyć płytę krótkim tematem eksponowanej solówki w Baumannowskim "Sequent C". Wspaniała, malowana na blasze bladoniebieska okładka do tego wydawnictwa to wspólne dzieło samego Edgara Froese i jego żony Monique, z którą tworzy szczęśliwy związek od 1970 roku. Bardzo ciekawe kolaże i fotografie, a później i grafiki komputerowe autorstwa tych właśnie artystów będą przez wiele następnych lat tworzyć iluzoryczne tła do grafik, obwolut i okładek ozdabiających kolejne longplaye. Na okładce płyty "Atem" pojawiło się również zdjęcie twarzy dziecka, które począwszy od płyty "Phaedra" a dyskretnie wkomponowane w tło, towarzyszyło kolejnym wydawnictwom zespołu. Dziecięca twarz, widniejąca na fotografiach to dorastający syn Edgara i Monique Froese - Jerome, późniejszy członek grupy Tangerine Dream.

"Phaedra" ukazuje się na rynku brytyjskim 20 lutego 1974 roku i pomimo braku wielkiej promocji ze strony wydawcy - wytwórni Virgin, bardzo szybko dociera na 15 pozycję listy "TOP 20" w kategorii najlepszego albumu roku, pozostając na niej przez kolejne 16 tygodni! Kompozycje, zawarte na tym wydawnictwie dla krytyków muzycznych stają się wręcz "etykietą" grupy, przedstawiane bądź przez nich jako utwory pełne zadumy i refleksji, a jednocześnie podniecające wyobraźnię i powodujące wizje bliskie narkotycznym transom, bądź też, jak w przypadku Steve'a Lake'a z "Melody Maker" obiektem niesmacznych ataków. Należy jednak pamiętać, że dla tysięcy fanów na całym świecie stawały się one wręcz mistycyzującym przeżyciem artystycznej kreacji, a członkowie grupy stanowili niezwykle świeży i obdarzony niezwykłą wyobraźnią zespół, którego nowoczesne pojmowanie harmonii i błyskotliwe aranżacje do dzisiaj zapierają dech w piersiach. W tym czasie w wywiadach dla prasy muzycznej sami zaś członkowie Tangerine Dream nie określali siebie jako wybitnych eksperymentatorów czy instrumentalistów, za to szczególną uwagę zwracali na połączenie swoich muzycznych zdolności z wrażliwością, pozwalającą im tworzyć subtelne dźwiękowe obrazy, absolutnie wówczas szokujące swoją wysoką jakością, o wiele bardziej zaawansowaną w poszukiwaniach formalnych w porównaniu z dokonaniami próbujących grać bardzo podobnie grup brytyjskich. Generalizując: grupa fanów czekała z utęsknieniem i niecierpliwością na płyty pełne tych subtelności i biegłości wykonawczej, przejmującej tajemniczymi klimatami oraz pełnią wielkich finałów, była to bowiem muzyka, obok której nie sposób przejść obojętnie, muzyka ponadczasowa, dotykająca malowanych za jej pomocą obrazów współczesnych światów i świata kreacyjnej przyszłości, wtedy szokująca swą nowością chociaż dzisiaj już, niestety, naruszona zębem czasu.

W sesji nagraniowej "Phaedry", która jak podają źródła rozpoczęła się 20 listopada 1973 roku zespół użył również sequencera, posiadającego możliwość zapisu partii basu , a który w Manor Studio Oxfordshire obsługiwał z wielkim zasobem inwencji Christopher Franke. Pierwsze występy koncertowe na Wyspach Brytyjskich w czerwcu następnego roku dosłownie wszystkich zaszokowały. Muzycy z Tangerine Dream grali bez jednego słowa niemalże w zupełnych ciemnościach swoje niekończące się improwizacje, zdobywając największe uznanie przez rozpoczynający Tourne, wspomniany już występ w Victoria Palace Theatre oraz w Cardiff, wykonanych wręcz w futurystycznej atmosferze, a opierających się w głównej mierze na osiągnięciach formalnych oraz strukturze utworów zawartych na albumie "Phaedra". Sama płyta w międzyczasie znalazła się już pośród siedmiu najlepszych płyt na świecie wydanych w 1974 roku, pieczętując wysoką, europejską markę Tangerine Dream oraz zbierając pierwsze pochwały za Atlantykiem. Grupa wystąpiła również w transmisji telewizyjnej w perukach i w strojach z osiemnastego stulecia, zasiadając za baterią współczesnych instrumentów elektronicznych.

Dynamika pracy muzyków z dnia na dzień staje się wręcz mordercza. Niesieni na fali sukcesu nieprzerwanie koncertują w zamkowych, teatralnych i kościelnych wnętrzach a Edgar Froese dzieli czas pomiędzy występami a pracą od listopada 1973 do marca 1974 roku nad pierwszym autorskim albumem "Aqua", będącym jak gdyby post scriptum "Phaedry", przy nagrywaniu której zastosowano po raz pierwszy "Arrtificial Head Recording System" - nową aparaturę rejestrującą dźwięk, wspomagany w utworze "NGC 891" przez Christophera Franke na Moogu, a muzyką do przedstawień teatralnych i krótkometrażowych obrazów filmowych, rozszerzając ich formę i ideę oraz jednocześnie dodając do totalnej improwizacji harmonię i uporządkowania tonalne. Muzykę Tangerine Dream coraz częściej wykorzystuje się również jako tło dźwiękowe do plenerowych widowisk teatralnych, np. w greckich i rzymskich amfiteatrach, oraz jako ilustrację filmów przyrodniczych, np. "Wild World of Amazonia" w reżyserii Anthony Burlitza. Przed nagraniem kolejnego longplaya zespół zostaje zaangażowany do pracy nad muzyką ilustrującą spektakl "Oedipius Tyrannus" w reżyserii Howchannesa Pilikiana, którego produkcją zajął się aktor Keith Michaell w teatrze Chichester. Reżyser przedstawienia, zafascynowany płytą "Phaedra" oraz jej kosmoczasoprzestrzennymi elementami odkrył jedynie ilustracyjność tej muzyki i to właśnie zdecydowało o nieznacznej odmianie w ciężkiej i dającej żmudne efekty pracy grupy (działo się to niezwykle podobnie jak w przypadku zauważenia ilustracyjności w twórczości Klausa Schulze, nie powodując jednakże żadnej nobilitacji interesującego nas muzycznego gatunku). Gotowe nagrania zostają bowiem wyjątkowo źle zmiksowane, przez co sama muzyka, zamiast zwiększać dramaturgię tragedii Sofoklesa była tylko zaledwie dostrzegalna. Pociągnęło to za sobą odmowę wydania całej ścieżki dźwiękowej uwertury przez wytwórnię Virgin. W ostateczności firma ta decyduje się na publikację fragmentów suity na składance muzyki elektronicznej "V". W kwietniu 1974 roku w słynnym wywiadzie dla zafascynowanego działalnością grupy dziennikarza Karla Dallasa, muzycy po raz pierwszy przejawili chęć wykorzystania praktycznej filozofii w tworzeniu materiału dźwiękowego a także wytworzenia dla niego nowej, bardziej zwartej stylistycznie harmonii. W czerwcu, podczas nagrywania w studiu CBS muzyki do wspomnianej wcześniej tragedii Sofoklesa ponoć w praktyce wykorzystali ten pomysł, lecz o jego ostatecznym kształcie i nowoczesnych cechach mogą dzisiaj opowiadać tylko nieliczni szczęśliwcy, posiadający w swoich zbiorach to unikatowe wydawnictwo, będące kolekcjonerskim "białym krukiem".

O wiele większy rozgłos niż wspomniane wcześniej tourne po Wyspach Brytyjskich przyniósł zespołowi koncert w katedrze w Reims we Francji, zorganizowany 13 grudnia tego samego roku dla zbitej masy 6000 słuchaczy, wypełniającej budynek sakralny obliczany na maksymalną liczbę 2000 wiernych. Podczas trwania koncertu dochodzi do zbezczeszczenia świątyni a Papież Paweł VI zakazuje występów grupie w chrześcijańskich miejscach kultu, co zrobiło momentalnie jeszcze większą reklamę "elektronicznym czarodziejom". Przez około miesiąc wyglądało na to, że będzie to ostatni występ ekipy Edgara Froese w budynku sakralnym lecz pomimo pewnych kłopotów z kościelnymi władzami zespół uzyskał jednak pozwolenie na swoje elektroniczne misteria w kilku katedrach angielskich, niemieckich i we Francji tj. w Monachium (kwiecień 1975r), w Liverpoolu, Yorku, Coventry i Menchesterze (lipiec 1975r) oraz 16 sierpnia na Summer Festival w Orange. Grupę prześladuje jednak wyjątkowy pech. Po koncercie zorganizowanym w Austrii Peter Baumann ulega ciężkiemu wypadkowi samochodowemu, a jedynym człowiekiem, który mógł Go wówczas zastąpić był jego wieloletni kolega i przyjaciel Michael Hoenig. Po raz pierwszy w tym składzie zespół występuje w Royal Albert Hall w Londynie 2 kwietnia 1975 roku a ów koncert był wówczas filmowany i kasety video z jego rejestracją są do dnia dzisiejszego wielkim kasowym przebojem i rarytasem dla miłośników twórczości Tangerine Dream.

Grupa występuje również gościnnie we Francji na koncercie z okazji święta znanego dziennika "L'Humanite", zorganizowanym przez francuską partię komunistyczną na przedmieściach Paryża. Ten właśnie występ poprzez swoją oprawę był bodaj najbardziej atrakcyjny i widowiskowy. Oprócz znakomitych jak na tamte czasy efektów akustycznych (quadro i stereo) pojawiają się jaskrawe i eksplodujące różnorodnością wizualne tricki. Zespół gra swoje kompozycje z towarzyszeniem kolorowych dymów, laserów prostych konstrukcji, gigantycznych luster odbijających światło o mocy tysięcy watów oraz tylnich projekcji filmów i przeźroczy przypominającymi swymi klimatami horrory, surrealistyczne wizje malarskie lub krajobrazy rodem prosto z gatunku science-fiction. O atmosferze, jaką na swoich koncertach wytwarzał Edgar Froese i jego koledzy, świadczyć mogą najlepiej akty zbiorowej histerii, mające miejsce w apogeum spektakli. Podobne sceny odnotowane zostają także w czasie trwania pierwszego brytyjskiego tourne, zakończonego zresztą dopiero w październiku 1975 roku.

W połowie lat 70-tych Tangerine Dream był jednym z niewielu zespołów na świecie pojawiających się na koncertach bez wcześniej przygotowywanego na próbach materiału, a więc opierającym się podczas ich trwania na całkowitej improwizacji. Powstały materiał dźwiękowy tworzony był w całości właśnie na scenie i właśnie stąd każdy bez mała koncert grupy był zarówno dla zebranych słuchaczy jak i dla samych muzyków jedną wielką niewiadomą. Tak wspominał brytyjskie koncerty sam Edgar Froese:

-"W zasadzie schodziliśmy z estrady bardzo zadowoleni, gdyż na ogół udawało się nam zagrać dobry koncert a przez to dać satysfakcję zebranemu na nim audytorium. Bywało jednak i tak, że nie mieliśmy nastroju, byliśmy zmęczeni podróżą lub nasza muzyka po prostu nie przemawiała do wyobraźni słuchaczy. Wtedy cały wysiłek włożony przez zespół szedł niestety na marne".

O ile o sukcesie spektakli w głównej mierze decydowała "temperatura sali", o tyle w przypadku pracy w studio lider grupy odchodził od przyjętych przez cały skład osobowy zasad. Nagrywany materiał był wcześniej gruntownie przygotowywany a nawet po części aranżowany. Ponadto, w celu odtworzenia koncertowego brzmienia w warunkach studyjnych, zespół Tangerine Dream sięgnął po niezbyt popularną w owym czasie pośród innych grup rockowych metodę nagraniową tzw. "sztucznej głowy", a z biegiem lat po jej udoskonaloną wersję "Biphonic Sound". Wspominał tę pracę Christopher Franke :

-"Nie byliśmy zainteresowani wydawaniem płyt typu "live", gdyż nagrane w trakcie trwania koncertów taśmy nie nadawały się do bezpośredniego przeniesienia na płytę z powodu swej długości. Przygotowując album "Ricochet" musieliśmy wspólnie przesłuchać blisko 50 godzin strasznie monotonnej muzyki z 32 koncertów w Anglii i Francji, aby wybrać z kilku kilometrów taśmy te najważniejsze i naszym zdaniem najlepsze fragmenty z francuskiego Bordeaux od 14 do 23 września i z koncertu w Croydon Hall w Londynie z 23 października 1975 roku".

Baumann: -"Poznawaliśmy wcześniej nieznane muzyczne horyzonty. Nigdy nie zapomnę ekstrawaganckiej i tajemniczej Nico, wokalistki Velvet Underground, która grała przed nami jako support w katedrze w Reims. Kiedy doszła do mnie wiadomość o jej bezsensownej śmierci w wypadku rowerowym na Ibizie czułem, że wszyscy straciliśmy wybitną, sceniczną osobowość".

Zupełnie niespodziewanie album "Phaedra" uzyskuje status "złotej płyty" w Australii i wiosną 1975 roku zespół zawitał na Antypody, aby swymi elektronicznymi misteriami zachwycić mieszkańców Australii i Nowej Zelandii. To tourne nie wypadło jednak tak imponująco jak na wyspach brytyjskich, a na domiar złego w czasie transportu ulega zniszczeniu bardzo wówczas kosztowny, główny syntezator Chrisa Franke, na którego bazie brzmieniowej grupa opierała swoje improwizacje. W związku z niedyspozycyjnością i pierwszymi oznakami nieporozumień w zespole Petera Baumanna ponownie zastąpił grający na instrumentach klawiszowych jego stary berliński kolega Michael Hoenig. Muzycy wracali do Anglii zmęczeni i rozgoryczeni, postanawiając zwrócić swoim promotorom baczniejszą uwagę na lepsze przygotowanie ekip organizacyjnych i techników, montujących przed koncertem sprzęt na estradzie. Pierwsza, bardzo krótka trasa z zaledwie kilkoma występami w Stanach Zjednoczonych, była już znacznie lepiej przygotowana pod względem menedżerskim i transportowym. Zespół, grając swe misteria bez przykrych niespodzianek, wznosił się na absolutne wyżyny swoich ówczesnych możliwości.

Jednakże nie samymi wrażeniami koncertowymi żyli członkowie Tangerine Dream. W studiach firmy Virgin muzycy, począwszy od stycznia 1975 roku, przygotowywali swój kolejny album. Miało to być najwybitniejsze dzieło w całej dekadzie lat 70-tych - longplay "Rubycon". W niezwykle krótkim czasie stał się on postawieniem przysłowiowej "kropki nad i". Tytuł obu części suity, nagranej i zmiksowanej, a następnie wypuszczonej na rynek 21 marca 1975 roku, został zaczerpnięty z kart historii. Przekroczenie strumienia o tej samej nazwie w 49 roku p.n.e. oddzielającego Italię od Galii przez wojska Juliusza Cezara, który później na ich czele triumfalnie wkroczył do Rzymu, stało się symbolem oznaczającym dzisiaj punkt, z którego nie ma już powrotu, moment historyczny bez możliwości cofnięcia się. Dla zespołu Tangerine Dream nadszedł bez wątpienia również taki właśnie moment. I fani, których grupa pozyskiwała coraz szersze kręgi poprzez swoje występy, i wydawnictwa, i krytyka muzyczna oczekiwali coraz spójniejszych propozycji, coraz lepszych płyt. Zespól do tych oczekiwań podchodził bardzo poważnie.

Odcięci niemal całkowicie od świata zewnętrznego artyści zamknęli się w Manor Shipton Charwell, pozyskując jednocześnie do dokonania nagrań materiału na nowy longplay inżyniera dźwięku Micka Glossop'a oraz Rolanda Paulicka pełniącego obowiązki głównego technika. I chociaż zespół tylko nieznacznie wzbogacił swe instrumentarium od czasu nagrania poprzedniej płyty, to jednak postanawia szerzej wykorzystać zdobyte dzięki wydatnej pomocy Johna Schaefera nowe maszyny rytmiczne, na których z ogromnym ładunkiem inwencji tworzyli swoje pasaże Peter Baumann oraz Christopher Franke. Przy dokonywaniu nagrań skorzystano również z syntezatorów Mooga o podwójnej klawiaturze, specjalnie zmodyfikowanych organów Elka, gongów, preparowanego pianina, syntezatorów ARP 2600 i Synthi A, naśladującego ludzkie głosy podobnie jak w przypadku Vocoderów. Właśnie rozwiązania chóralne, osiągnięte za pomocą tego instrumentarium w studio poprzez dokonanie szeregu "nakładek" miały być, w pierwotnym założeniu Edgara Froese, otrzymane za sprawą skomasowanego śpiewu dwóch lub trzech połączonych chórów-(m.innymi chóru oxfordzkiego), lecz pomysł ten upadł dlatego, że zgromadzenie tej ilości wykonawców i nagranie ich głosów na taśmę okazało się niemożliwe z przyczyn technicznych i organizacyjnych. Lider TD musiał zatem ograniczyć się do mozolnych prac nad barwami prostego w swej obsłudze syntezatora. Miksowania głosów, powstałych przy pomocy w/w instrumentu dokonywano w studiu jeszcze na niespełna 12 godzin przed planowanym tłoczeniem płyty. Temat muzyczny powstały w wyniku tych działań był modyfikacją znacznie wcześniej skomponowanego, początkowego fragmentu ścieżki dźwiękowej w równie słynnym dziele filmowym Stanleya Kubricka "2001-Odyseja kosmiczna" z 1968 roku. Obie strony krążka Tangerine Dream wypełniała kompozycja "Rubycon", podzielona na dwie, jednakże bardzo zróżnicowane charakterologiczne, ponad 17-to minutowe części.

Część pierwszą zespół otwiera tonami niemalże zapożyczonymi z bogatej kompozytorskiej twórczości Karlheinza Stockhausena, dając w ten sposób ukłon w stronę niemieckich prekursorów gatunku, działających w początkach lat 50-tych w studiach eksperymentalnych - (szeroko już wspomnianych w rozdziale drugim -przyp.), aby po kilku minutach , w miarę rozwijania się kompozycji, przejść w coraz bardziej pulsujący rytm syntezatorów i sequencerów, na których tle słuchacz może już wychwycić daleki motyw przewodni płyty pozostający w aurze wytworzonej przez jej poprzedniczkę, płytę "Phaedra". Rozpoczynający swą blisko 15-sto minutową, nerwową bieganinę sequencer i towarzyszący tym działaniom preparowany fortepian dla licznego grona naśladowców na długie lata staje się wzorem sposobu aranżowania elektronicznej kompozycji. Dodać należy, że dla wielu z nich sposobem w dalszym ciągu niedoścignionym.

Po delikatnie zamierającym pulsie części pierwszej w następnej suicie daje się wyraźnie zauważyć inne muzyczne fascynacje lidera "Mandarynkowego Snu". To, mianowicie, wnikliwe znawstwo twórczości Gyorgi Ligetiego, kompozytora utworu "Lux Aeterna", która to kompozycja stała się prawdopodobnie pierwowzorem dokonań, zawartych na "Rubycon - part two". Rozpoczyna ją wspomniany już wcześniej gigantyczny natłok chóralny, aby po blisko cztero minutowym wstępie doszedł do głosu cały ówczesny arsenał muzyczny, jakim dysponowało Tangerine Dream. Wspaniale uchwycona w fotograficznym kadrze kropla spadającego mleka, przetworzona w zielono-błekitną okładkę była dziełem Monique Froese i widnieje odtąd na wszystkich wydawnictwach i plakatach reklamujących najnowsze dzieło utalentowanego tercetu. Już 21 marca 1975 roku, a więc po niespełna dwóch miesiącach od momentu swojego powstania, ta właśnie propozycja osiąga 12 miejsce w plebiscycie 20 najlepiej sprzedających się płyt w Wielkiej Brytanii i utrzymuje się na niej przez następne 14 tygodni, a to mówi samo za siebie.

Sam Edgar Froese wspomina do dzisiaj ten album jako jedno z najważniejszych wydarzeń w jego muzycznej karierze: -"Kiedy zespól wchodził ponownie do studia Manor by nagrać tę płytę, nikt z nas nawet nie myślał w najśmielszych marzeniach, że będzie ona tak niebotycznym sukcesem. Szczerze mówiąc, ja sam w ogóle w to nie wierzyłem. W okresie dominacji generatorów i syntezatorów analogowych staraliśmy się zmieniać ograniczenia dostępnych nam instrumentów tak, aby nasza muzyka stawała się ucztą dla uszu odbiorcy. Wydusiliśmy z nich ile się tylko dało, co bardzo wyraźnie słychać na "Rubycon" i "Ricochet". W 1970 roku w Wielkiej Brytanii ukazała się zapomniana już dzisiaj książka Tony'ego Palmera - tego samego, który przed laty zrealizował znany serial telewizyjny "All You Need Is Love", zatytułowana "Electric Revolution". Zapowiadała ona przewrót w świecie rocka, nową rewoltę. Autor twierdził, że kończy się era gitary elektrycznej a zaczyna era syntezatorów. Nie pomylił się, a my jesteśmy do dzisiaj temu wierni, pozostając tej tezy żywym przykładem".

Nagranie "Rubyconu" nie było jednak łatwym procesem. Grupa przytłoczona sukcesem "Phaedry" i żądaniami publiczności miała stworzyć przez kilka tygodni coś znacznie wyprzedzającego swoje poprzednie dokonania i nie boję się tego stwierdzenia - stworzyć również pojęcie nowej muzyki elektronicznej XX wieku. Nowatorskie spojrzenie na muzyczne tworzywo pozwoliło pobić kilkukrotnie sukcesy osiągnięte poprzednimi longplayami.

Niezwykle uradowani tym faktem muzycy w sierpniu 1975 roku ponownie wyjeżdżają do Francji, by koncertować w starych romańskich amfiteatrach w południowej części kraju nad Sekwaną (m.in. wspomniany już koncert w Orange), które to występy są reżyserowane i filmowane przez Tony Palmera. Nota bene właśnie po nich trio prowadzi w rankingu najgłośniejszych zespołów koncertowych, bardzo często przekraczając pułap 130 decybeli!

Tygodnik "Melody Maker" umieszcza zespół w dorocznym plebiscycie pomiędzy dziesięcioma najlepszymi zespołami na świecie, a ugruntowujący pozycję TD na starym kontynencie nowy longplay sprzedaje się w zawrotnych ilościach, przynosząc członkom grupy ogromne zyski. Pismo muzyczne "Rolling Stone" wprawdzie nazywa na swych łamach to wydawnictwo zespołu "najbardziej antymelodycznym albumem lat siedemdziesiątych", lecz przyznaje, że jest ono w chwili pisania recenzji światowym bestsellerem.

Należy również pamiętać, że cały rok 1975 jest jednym z najlepszych dla muzyki elektronicznej i rockowej. Pochodzący z Dusseldorfu kwartet Kraftwerk nagrywa podczas dwóch fascynujących sesji w USA i RFN hipnotyzujący wręcz klimatami album "Autobahn", tworząc za jego pośrednictwem podwaliny dla wielu nurtów muzycznych, a wśród nich elektronicznego popu, z którego po latach powstaną przeróżne muzyczne mutacje, również Techno i Trance. Dzięki albumowi "Rubycon" coraz szerzej w swojej twórczości syntezatorów używają takie gwiazdy tamtych lat jak "The Rolling Stones" czy "Led Zeppelin". VCS 3 Synthi w szerokim zakresie zaprzęga do pracy studyjnej grupa "Pink Floyd", a zwłaszcza przy tworzeniu albumu "Wish You Were Here", w szczególności zaś w pochodzącej z niego kompozycji "Welcome to the Machine". Brian Eno, budujący zupełnie nowatorskie muzyczne systemy wespół z Steve Reich'em, Philipem Glassem, Percy Jonesem, Rodem Malvinem i Phillem Collinsem (wówczas perkusistą grupy "Genesis"), nagrywa wspaniały po dziś dzień album "Another Green World", dokonując zawartych na nim nagrań w znakomicie wyposażonym The Islands Studio, a wkrótce, w koprodukcji z Robertem Frippem z grupy "King Crimson" longplay "Evening Star". Ci sami muzycy już w roku 1973 stworzyli pod każdym względem godną polecenia płytę "No Pussyfoting", eksperymentując z prostymi efektami elektronicznymi oraz dżwiękami gitar. Przepiękne wydawnictwo muzyczne "Ommadawn" nagrywa Mike Oldfield, a zachodnioniemiecki band o nazwie CAN swój debiutancki krążek "Landed", również wydany pod opiekuńczymi skrzydłami wytwórni Virgin. Dla muzyków z formacji Tangerine Dream rok kończy się natomiast wydaniem 28 listopada albumu koncertowego "Ricochet", specjalnie zmiksowanego z występów nagranych podczas pamiętnych tras koncertowych po Anglii i Francji, z dodanymi podczas miksowania partiami fletu poprzecznego i akustycznego pianina, co w konsekwencji pozwoliło na uzyskanie odpowiedniego, głębokiego brzmienia tego wydawnictwa. Zresztą do dzisiaj we fragmentach wykorzystuje się je jako sample dla twórców muzyki House, które na dyskietkach komputerowych z muzycznymi programami rozpowszechnia firma The Future Sound, działająca w Londynie. Ukończeniem pracowitego roku 1975 jest wydanie jest wydanie nagranej na przełomie czerwca i lipca drugiej solowej płyty Edgara Froese "Epsilon in Malaysian Pale", na której obok kompozycji tytułowej znalazła się stylistycznie podobna do "Rubicon - part one" suita "Maroubra Bay", z której fragmenty zespół z kolei wykorzystał podczas tworzenia materiału na jedną z kompozycji wypełniających koncertowy longplay o nazwie "Encore". Solową płytę, zrealizowaną pod koniec roku 1975, Karl Dallas z pisma "Melody Maker" nazwał mianem "arystokratycznej" pośród innych płyt z muzyką elektroniczną. Sam Edgar Froese, po wydaniu tego krążka, był również nazywany "championem Mellotronu", wykorzystując tak stare instrumenty podczas dokonywania nagrań jak Mark V, dzieląc wszakże jego monofoniczny głos na sygnały z lewego i prawego głośnika, dodatkowo kontrolowanego taśmami. Pozostawało to w opozycji do muzycznej filozofii, wyznawanej przez Chrisa Franke, pragnącego opierać brzmienie poszczególnych utworów tylko na instrumentach konstrukcji Robert A. Mooga. Jednak Edgar Froese w swoich solowych projektach bardzo często powracał do korzeni muzyki elektronicznej, zaprzęgając do pracy w studio niezwykle archaiczne instrumentarium. Zrealizowany po tourne po Australii "Epsilon in Malaysian Pale" powstawał pod wyraźnym wpływem impresji z tej właśnie podróży, a zwłaszcza po obejrzeniu przez lidera Tangerine Dream zabytków w Kuala Lumpur, Malezji i Queensland a w szczególności, jak to określił sam Froese, pod wrażeniem widoku lasów tropikalnych. Ta produkcja powstawała również w kilku miejscach m.in. w Berlinie, Kolonii, Bonn i Hamburgu, a zgrania całości materiału dokonano w Londynie i w Oslo przy pomocy VCS 3 Synthi, modyfikowanych organów i modułów syntezatorowych. Brzmienie instrumentów smyczkowych wspomagał swoją osobą Vaughan Williams. Okładka, pełna zielonych liści paproci, ponownie ukrywała twarz młodego Jeroma Froese. Reminiscencja muzyczna, którą jest ostatnie sześć minut kompozycji tytułowej o wyjątkowym, syntezatorowym kolorycie, w zamyśle autora miała być reminiscencją po kontrowersyjnym tourne po brytyjskich katedrach. Należy także pamiętać, że był to czas dzisiaj wręcz nieprawdopodobnych eksperymentów dźwiękowych na taśmach grających w systemie dwu i czterościeżkowym, a sam Mellotron pozostawał dla brzmienia albumów instrumentem wiodącym, wielokrotnie zgrywanym na magnetofonach typu Revox. Pulsacje rytmiczne, uzyskiwane za pomocą żmudnej pracy studyjnej, zostały zastąpione później przez sequencery, kończące podróż przez historię muzyki prostych urządzeń z początków dekady.

Będący w latach 70-tych u szczytu swej potęgi muzyczny kombinat, którym powoli stawał się zespół Tangerine Dream, nie mógł przewidzieć wydarzeń, które nieco później wpłynęły na zachwianie jego pozycji na arenie światowych dokonań w nurcie muzyki elektronicznej. Zanim to jednak nastąpiło "Mandarynkowy Sen" wydawał dla nas feerię harmonijnych dźwięków, ożywiając czarodziejskie zabawki i zdobywał całe legiony tych, którzy chcieli ich słuchać, pragnących chociaż na chwilę uciec w świat muzycznego zapomnienia. Stworzył własny, niepowtarzalny i tajemniczy ogród wyobraźni, który urósł na kontynencie obiecanych rajów, obcych wymiarom teraźniejszości przeciwstawił spokojowi i opanowaniu nową dynamikę i niepohamowanie w twórczych procesach muzycznych. Potrzeba przeżywania nowego piękna, zaduma nad światem, budowaniem nowych, częstokroć kosmicznych form spowodowała ucieczkę zespołu w świat kreowany dźwiękiem syntezatorów, rock elektroniczny traktując jako uniwersalny medykament naszych czasów, ukazując jego ogromną i magiczną siłę przez ilość słuchających go odtąd na całym świecie ludzi. Grupa uzmysłowiła również szeroko pojmowanej krytyce muzycznej i kręgowi wydawców popularność tego odłamu muzyki rockowej, jej uniwersalne przesłanie i łatwość odbioru przez słuchacza pod każdą szerokością geograficzną.

Niestety, jak uczy nas historia, po latach wielkiego boomu przychodzą zawsze "chudsze okresy" i takie właśnie kilka lat czekało u progu rodzącej się w oszałamiającym dotąd tempie wielkiej kariery Tangerine Dream.




Piotr Paschke

« powrót