muzyka elektroniczna, el-muzykamoog

Archiwum wiadomości

Nowości płytowe w Generatorze

Nowości płytowe w Generatorze

Dodano: 2010-02-12, przez Marqs
PRZEMYSŁAW RUDŹ summa technologiae

Album rozpoczyna się ambientalnymi poszumami, nieco kojarzącymi się z atmosfera serii „Shades of Orion" P. Namlooka i T. Inoue, by niebawem przejść w sekwencyjne nastroje niczym z nowszych płyt Jean-Michela Jarre'a, muzyka, który dla Przemysława Rudzia był jednym z ważniejszych źródeł inspiracji. W taki to sposób utwór otwierający album oscyluje gdzieś miedzy chillout-lounge'em i atrakcyjnie brzmiącym, wielopłaszczyznowym elpopem o sekwencyjnych naleciałościach. Następna kompozycja jest interesującym zestawieniem dwóch nastrojów: znów nieco „jarre-ujacych", chłodnych brzmień (szczególnie w sferze akordowej, przetaczającej się łagodnymi, harmonicznymi falami) oraz dynamiki nieco w stylu starego (połowa lat osiemdziesiątych) dobrego Marka Bilinskiego. W utworze trzecim na scenie pozostają jedynie zwały wirujących akordowych chmur, dynamiczne beaty znikły, z głośników wylewa się bezkresny błękit uspokojenia i oderwania od rzeczywistości... Niebawem jednak zaznaczy swoja obecność „podskórne", skradające się ostinato w niskim rejestrze, przywołując pełna napięcia atmosferę podobna tej, która cechuje ścieżkę dźwiękową Tangerine Dream do filmu „Thief"... Motyw zostanie podchwycony przez dominujący sekwencer i tak oto wkraczamy na teren czwartego utworu, w którym ściera się ze sobą kilka burzliwych ostinat, a lekko niepokojące akordy w tle znakomicie oddają dźwiękami „ścianę deszczu"... Niedaleko stad do zachmurzonych, dynamicznych nastrojów, którymi Mandarynkowy Sen epatował z kolei w rytmicznym epizodzie suity „Horizon" (1984). Piąty utwór (póki co - mój ulubiony w zestawie) to wyśmienite zestawienie subtelnego ambientalnego planu przesyconego „odgłosami natury" oraz wzbierającej programowanej ścieżki rytmicznej opartej zaledwie na szelestach elektronicznych „czyneli" (żadnych beatów!). Taki zabieg sprawia, ze utwór emanuje specyficznym, zagadkowym napięciem, które nigdy nie zostaje rozładowane - niedaleko stad do przeżycia przygód, o których opowiadali na obu albumach serii „Xangadix" Pino & Wildjamin. Słuchacz może teraz przejść się po rdzawej, sepiowej łące, niby uwiecznionej na nieruchomym, archaicznie wyglądającym zdjęciu, a jednocześnie tak żywej, pełnej ruchu, nie brak na niej nawet buszujących w drucianej trawie cyberchrzaszczy... Kolejny utwór znów składa się z kilku kontrastowych części: najpierw otrzymujemy porcje spokojnego ambientu w raczej durowej tonacji, następnie przechodzimy przez nadwodny, lekko zamglony pasaż sekwencyjny, aż dotrzemy do świetnego, żywego programmingu finału, kolejnego udanego mariażu lounge'u i podsyconego melodyjnym IDM-em elpopu... Siódma kompozycja przynosi udany zestaw sekwencerowych zawirowań o dość silnie nasyconych barwach... Na takim tle szczególnie dobrze prezentują się „omdlewająco opadające", długo podtrzymywane tony głównej syntezatorowej solówki. Utwór płynnie przechodzi w code całego albumu, podjęte zostają tu niektóre watki melodyczno-rytmiczne poprzedniej impresji, całość ulega jednak pewnemu wyciszeniu i specyficznemu uprzestrzennieniu, na głównym planie snuje się frapujące solo (o barwie oscylującej miedzy legendarnym PPG Wave i jeszcze bardziej legendarnym thereminem), przekornie balansujące na granicy durowego rozpogodzenia i lekko schromatyzowanych mollowych wątpliwości... Urozmaicona, klarownie i jednocześnie bogato brzmiąca elektroniczna uczta, na potrzeby której wirtuozersko połączono nadzwyczaj wiele składników.

więcej informacji i pliki MP3: http://wwwgenerator.pl/x_C_I__P_5714112-5710001.html

cena hurtowa netto: 35,00 PLN

YAREK & FRIENDS spirits of the dust

Yarek (Jarosław Degórski) dobrze znany jest el-melomanom: w barwach wytworni Generator.pl ukazały się już dwa albumy tego oryginalnego wykonawcy: „Noc na zamku" oraz „Organix". Artysta sięgnął po swe elektroniczne utwory sprzed lat, by w towarzystwie zaproszonych muzyków zupełnie je przearanżować i wydobyć z nich zupełnie nowe nastroje. Kompozycja otwierająca album to mocny akord: klasyczne brzmienia elektroniczne stapiają się tutaj z solidnymi, przesterowanymi rockowymi gitarami, przez co nie tylko udało się wyczarować nastrój w duchu najbardziej szalonego Redshift, ale nawet niemalże i posmak stylu industrial!... Drugi utwór to chwila wyciszenia, jednak nie zupełnego ukojenia - na tle spokojnego rytmu prowadzony jest pięknie rozswingowany (niczym na najlepszych eklektycznych płytach Wolframa Spyry) dialog klawiszy oraz rozimprowizowanej swobodnie gitary. Klimat utworu oscyluje miedzy nostalgia, ponurością i przekornym humorem i jest po pierwszych przesłuchaniach moja ulubiona pozycja na krążku. Utwór trzeci to jedno z największych zaskoczeń na płycie: dynamiczne beaty, jeszcze ostrzej niż w introdukcji brzmiąca gitara elektryczna, a do tego podorientalizowana żeńska wokaliza (i kilka innych atrakcyjnie „etnizujacych" elementów) - przez moment trudno było mi nie pomyśleć o utworze „Crossfire" Die Krupps (!!!), zatem niewątpliwie mamy do czynienia z odważną, niemalże wywrotowa płytą, momentami naprawdę daleka typowym klimatom elektroniki sekwencyjnej... W czwartym utworze elementy etniczne zostają dodatkowo wyeksponowane, podczas gdy tłu znów bliżej do tradycyjnej elektroniki (na niekorzyść jadowitych gitar). Piąty utwór to wspaniały, skrzypliwy pochód sekwencyjny w średnim tempie, na tle skrzącego się popielistego śniegu ostinat słyszymy znów hipnotyczne żeńskie wokalizy, nierzadko ocierające się o transowe orientalne skale - ta kompozycja kojarzy mi się z nastrojami eksplorowanymi przez Klausa Schulze na jego najmłodszych płytach (części „Contemporary Works II", „Moonlake", „Kontinuum") i brzmi co najmniej równie przekonująco - oto mój drugi faworyt w zestawie „Spirits of the Dust". Kompozycja szósta to kolejne zaskoczenie - tym razem w udaną, spójną całość zmiksowane zostają style takie, jak klasyczna elektronika, upbeatowy ambient w stylu Autechre albo duetu Fanger & Siebert, oraz odrobina acidu oraz, tradycyjnie już, żeński wokal (początkowo w stylu takim, jak we wcześniejszych utworach, z czasem jednak rodzi się na zachmurzonym elektronicznym tle „zwyczajniejsza" zwrotka, nieco w duchu Blue Fiction). W impresji siódmej powracają agresywniejsze gitary, jest to jednak jedynie mała część interesująco zagospodarowanego planu dźwiękowego, brzmiącego teraz niczym muzyka do awangardowego spektaklu teatralnego. Przedostatni utwór albumu to bodajże brzmienia „najbardziej tradycyjne" - utwór utrzymany jest w nastroju muzyki filmowej Tangerine Dream z pierwszej polowy lat osiemdziesiątych, ale i tutaj nie zabrakło lekko dusznego, niesamowitego klimatu przepajającego całą płytę. Finał to optymistyczny (co nie znaczy automatycznie: pogodny...) elektroniczno-wokalny hymn zbudowany na figurach znów przelotnie kojarzących się z przepełnionymi wokalnymi partiami pasażami z „CW II" Klausa Schulze; muzyka nabiera rozmachu i pewności siebie, aż znienacka, taktownie i jakby mimochodem, po prostu dobiega końca... Szkoda, ze ten album jest nadzwyczaj krotki - czy tez tylko taki się wydaje? Tak czy owak, to niewątpliwie płyta do wielu powrotów, skrywająca wiele atrakcji dopiero czekających na odkrycie.

więcej informacji i pliki MP3: http://wwwgenerator.pl/x_C_I__P_5714113-5710001.html

cena hurtowa netto: 35,00 PLN

Od redakcji

Jesteśmy z Wami od grudnia 2004 roku!

Tak, niedługo pstryknie nam 9 lat. Wiele się pozmniało, jednak strona jest wierna el-muzyce i swoim fanom. Chcielibymy podziękować wszystkim, z którymi jesteśmy i dla których ten serwis powstaje. Jak widać zachowaliśmy swój niekomercyjny charaker mający na celu jedynie popularyzację klasycznej muzyki elektronicznej w internecie.

Czy chcemy się rozwijać - tak. Piszcie do nas. Napiszcie czego nam brakuje, co warto promować. Jak często nas odwiedzacie i jaką muzykę tworzycie lub chcielibyście tworzyć.

Zapraszamy

czytaj więcej...