Bookovsky
Book of Sky
rok wydania: 2006
Michał Bukowski, muzyczny samouk, z wykształcenia filmoznawca, studia podyplomowe z dziennikarstwa, grający jak to określa berliński trance, urodził się w 1975 roku w Krakowie. Muzyka elektroniczna oczarowała go jako nastolatka. Ten czas kiedy był jeszcze w podstawówce określa instynktownym a nie świadomym zainteresowaniem tą muzyką gdy ta pojawiała się m.in. jako tło muzyczne w TV i była jeszcze dla niego nieokreślonym, najbardziej pociągającym gatunkiem. Bookovsky wspomina: „pierwszą zakupioną przeze mnie kasetą był album Jarre'a "Zoolook". Do dziś uważam tę płytę za genialną... Potem się posypało. Tangerine Dream, Kraftwerk, Biliński Vangelis ( stawia tego ostatniego na piedestale uznając płytę Heaven And Hell za najlepszą pozycję el muzyki- przyp. aut.). Oprócz tego, tacy wykonawcy jak Koto czy Laser Dance. Do dzisiaj lubię tego posłuchać. To chyba dlatego, że cenię każda odmianę muzyki elektronicznej. Czego niektórzy nie potrafią zrozumieć. Obok tych wykonawców zawsze z kolegami nagrywaliśmy na kasety muzykę z gier i demo z komputerów 8-bitowych i z Amigi i słuchaliśmy tego wszystkiego z zapartym tchem. W ciągu kolejnych lat przybywały wciąż nowe nurty elektroniki, jakimi się interesowałem, od klasyki do całkiem ciężkich klimatów". Co ciekawe zainteresowania swe pogłębiał jak twierdzi dzięki... piractwu radiowemu, które w Krakowie było mocno rozwinięte i prezentowało tzw. gatunki niszowe z el muzyką na czele.
Co do robienia własnej muzyki Bookovsky wspomina: „W podstawówce, wobec braku jakiegokolwiek instrumentu, robiłem jakieś dziwaczne eksperymenty z miksowaniem paru ścieżek własnego głosu na kilku magnetofonach. Potem, gdzieś na początku liceum kupiłem swego ukochanego po dziś dzień Spectruma 48K (konkretnie był to Timex), właśnie po to, by robić na nim muzykę". Pierwsze próby muzyczne to lata 1990-1993, małe samplery Casio SK- 5, CA 110 i miksy na zwykłym magnetofonie. Późniejsze nagrania (na sprzęcie Yamahy, o całe klasy wyższym, lecz wciąż dalekim od ideału), Bookovsky wspomina tak: „Gdzieś tam z braku kanałów w ogóle werbel pocięło, bo sprzęt nie wyrobił, gdzieś tam jakieś cuda na kiju musiałem odprawiać, żeby jakieś dziwaczne pady programować, hihi, no jednym słowem - było ciężko w tych czasach. I z kwantyzacją były problemy (sprzęt miał dwa sekwensery, z których tylko jeden się kwantyzował, więc na nim szły sekwencje, a wszystkie prowadzące i jakieś tam stringi musiały iść z ręki..."
Do roku 2007 wydał cztery solowe albumy: w 1996 po dwóch latach oczekiwań firma Digiton wydała kasetę MC - "Układ słoneczny - Naszyjnik Boga". Autor dzisiaj nie ceni jej za bardzo... A powstawała w ekstremalnych warunkach. Michał nie miał wtedy własnego syntezatora, więc chodził do swej ówczesnej sympatii. Ta grała trochę na pianinie stąd ojciec kupił jej Yamahę. Instrument ten delikatnie mówiąc zbierał u niej jedynie kurz a Bookovsky wykorzystał go w pełni i skomponował na nim cały materiał. (Kolejny album nagrywał już przy użyciu ATARI 1040 ST i własnej Yamahy - marce tej stara się być wierny do dziś). W maju 1997 roku, w czasopiśmie "Estrada i Studio" ukazały się na płycie dołączonej do wydawnictwa trzy kawałki Bookovsky'ego oraz obszerny artykuł poświęcony jego osobie. Traktował głównie o drugim materiale, jaki nagrał a wydanym później na CD pod tytułem: "Sen paranoika" ( Znowu długie wędrówki po wytwórniach owocowały obietnicami wydania materiału ale finalnie nic z tego nie wychodziło stąd artysta wypuszcza go własnym sumptem dopiero w 2000 roku ). W międzyczasie w 1998 roku skomponował muzykę do baletu "Wg. Pasji" dla Eksperymentalnego Studia Tańca Iwony Olszowskiej, wystawianego przez parę miesięcy 1998 roku w całej Polsce. To właśnie w ich spektaklu choreograficznym można usłyszeć między innymi niepublikowany utwór "Heartbeat". W 1998 roku debiutuje też na scenie w pierwszym dniu ZEF'u w Piszu grając m.in. premierowy materiał, który później znalazł się na płycie „ANALOGy" wywołując żywą reakcję wśród publiki i co zmotywowało go do dalszej twórczej pracy. Jego muzyka kilka razy pojawia się w różnych radiostacjach, miedzy innymi w PR III u Jerzego Kordowicza (już od pierwszej pozycji), w Radio Alex z Zakopanego, w Radio Plus, Jazz-Radio i innych, także internetowych. Tradycyjnie materiał na nowy krążek musiał czekać kilka lat na wydanie aż wreszcie w grudniu 2001 udostępniła go wytwórnia R&R Records działająca obecnie w Wlk. Brytanii prowadzona przez Polaka, Macieja Repetowskiego. Płyta ta zaistniała w świadomości fanów elektroniki na całym świecie - jest jedną z lepiej sprzedawanych płyt z polską el muzyką.
15 Sierpnia 2002 gra kolejny duży koncert, tym razem na festiwalu elektroniki Ambient w Gorlicach prezentując już wtedy materiał który ukazał się później na „Book Of Sky". (Pierwszy utwór powstał już w 1997 roku ostatnie wstawki zaś na miesiąc przed wydaniem). Potem przez parę lat zajmował się publikowaniem bardzo różnej muzyki pod wieloma pseudonimami w różnych projektach głównie on line (techno, micromusic, black-metal, folk, industrial, space-synth, muzyka symfoniczna) wciąż jednak szlifując materiał na album wspomniany powyżej. Najważniejszym odpryskiem od jego solowych działań jet wydanie w roku 2003 w firmie AXIS (dawna R&R a obecnie Alpha Centauri -specjalizuje się w space synth m.in. tu wydaje Krzysztof Radomski, Vocoderion, Spaceraider) płyty „Humanity" pod szyldem Geiger Box (Foltman i Bookovsky), która zelektryzowała fanów stylu Kraftwerk a gdzie mamy też domieszkę EBM/darkwave a Bookovsky raczy nas swym śpiewem (kojarzy mi się z wokalistą Type O'Negative). W plebiscycie polskiego serwisu poświęconemu muzyce niezależnej - Alternative Pop, Geiger Box stało się „Debiutem roku 2003".( Tak naprawdę projekt post kraftwerkowski istniał już od 1994 roku a Bookovsky jest do dziś wielkim admiratorem stylu elektro pop).
31 Lipca 2005 roku daje kolejny entuzjastycznie przyjęty koncert na zamku olsztyńskim gdzie w ramach „Olsztyńskiego Lata Artystycznego" mają swe miejsce „Elektroniczne pejzaże muzyczne". Jako ukoronowanie jego dziesięciolecia na rynku muzycznym 17 listopada 2006 ukazuje się jego czwarty tytuł „Book Of Sky" (jak zwykle premiera odwleczona ze względu na tłocznię).
Od lat Bukowski jest zapalonym zbieraczem polskiej elektroniki a jego pasja związana z tą muzyką, zaangażowanie w jej propagowaniu zaowocowało wydawnictwem non profit do którego de facto dokłada finansowo. „Old Skool" zadebiutowała w 2005 roku i do tej pory do rąk fanów dotarły 4 pozycje na MC - El_visa, Neriousa, Kombinusa, Aqmoolatora.
Muzyka to nie wszystko -Bookovsky robił też filmy animowane, tworzył literaturę SF, interesuje się starymi komputerami, przede wszystkim 8-bitowymi. Czytuje dużo SF i fantasy, lubi komiksy i filmy, najlepiej w podobnym klimacie.
A o tym co gra wypowiada się tak: „Generalnie rzecz biorąc, gram elektronikę i muzykę dark-independent. Solowo - rzeczy mające swe korzenie w czymś, co jedni nazywają trance'em berlińskim, inni - klasycznym rockiem elektronicznym lub "szkołą berlińską". Rzecz to bardzo transowa, oparta na sekwencjach, są tam również elementy elektroniki symfonicznej. Kultowe dla mnie rodzaje muzyki to transowa „szkoła berlińska" , techno-pop / electro oraz darkwave".
Part 1. Sztucznie brzmiący szum wiatru otacza pojedyncze dźwięki szarpania strun, do których przyłącza się orkiestrowe brzmienie smyków, kotła, wszystko w wolnym tempie, wytwarzające patetyczną, prawie nerwową (dodanie werbla) atmosferę. To intro przechodzi następnie (od 1.44) w przepiękny, skonstruowany ponownie brzmieniami orkiestrowymi fragment z prawie niewyczuwalnym wstawieniem typowego dźwięku syntezatora. Świetne harmonie od prawie monumentalizmu przechodzą do keyboardowego minimalizmu (3.38) wspartym po chwili basowym brzmieniem i kolejnymi wstawkami smyczkowymi. Melodię rozwija brzmienie przypominające puzon i znowu mamy majestatyczną ekstazę spotęgowaną rozedrganym fortepianem. Znów werble i w kakafonii dźwięków zaskakujące wprowadzenie - typowo symfoniczne czyli do Bookovsky'ego bardzo niepodobne wybrzmiewa w uszach oszołomionego słuchacza.
Part 2. Od razu wpadamy w zakręcony, szybki loop który jest tłem dla mocnych głuchych odgłosów i ciekawej barwy przypominające zniekształcenie dźwięku pod wpływem błędnego zapisu. W koło nas rozbijają się warkocze galaktyk w efektownych ozdobnikach a melodia wiruje w kosmicznej spirali. Bookovsky manipuluje znakomicie, w wyszukany sposób nastrojem wzniosłości, uczestniczenia w czymś niezwykle wielkim.(Choćby utrącenie głównego podkładu na rzecz niesamowitej wstawki między 2.49 a 3.21). Te inteligentne przełamanie melodii powoduje, że kolejne powtórzenia absolutnie nie przeszkadzają a ten galopujący, zapętlony utwór brzmi znakomicie.
Part 3. Ten fragment otwierają dramatyczne, samotne dźwięki fortepianu z pogłosem, po chwili wplatają się ozdobniki - przechodzimy na elektroniczną klawiaturę rytm tężeje w berlińskim zawijasie. Brzmienia są zdecydowanie oparte na tradycyjnej muzyce BS. Sekwencje godne najlepszych gatunku. Nic dodać nic ująć.
Part 4. Początek tej części przypomina mi el transkrypcję jakieś góralskiej melodii ( to było domeną Kucza...). Ale wpadamy zaraz w podkręcony podkład i zdecydowanie spokojniejszą linię melodyczną, przez którą przebija się sekwensyjność. I tak mogłoby być do końca ale Michał rasowo ubarwia kompozycję kolejnymi ciekawymi wstawkami ( mnogość barw, delikatnie prześwitujący chórek ) a wszystko jest właściwie interludium do grand finale ( 5.29- do końca ) gdzie w iluminacyjny sposób ( ale jakby nie zgrany z całością ) otacza nas wibrującymi dźwiękami.
Part 5. Otwarcie dość nietypowe, z hiszpańska brzmiącą gitarą klasyczną ale po chwili wiemy już gdzie jesteśmy. Ciekawa sekwencja i niebanalny nastrój wywołany interesującymi barwami przypominającymi mi m.in. odgłosy z horrorów. Bookovsky w perfekcyjny sposób znanymi i można by rzec wyświechtanymi środkami typowymi dla BS buduje znakomicie zaaranżowaną kompozycję z wpadającą w ucho melodyką co świadczy, że nie jest li tylko rzemieślnikiem znającym odtwórczy warsztat ale artystą z dużą wyobraźnią muzyczną. Jeśli część pierwsza i druga zawiera „tylko" duże fragmenty, które powodują u mnie gęsią skórkę tak z czystym sumieniem mogę powiedzieć, że to zdecydowanie najciekawszy utwór tej płyty.
Part 6. Zadumane, wybrzmiewające w echo uderzenia klawiszy fortepianu giną w końcu stereofonicznej kakafonii zdynamizowanej muzyki. Kolejny pełen wigoru „berliński" kawałek z mocno zaakcentowaną sekcją rytmiczną i ciekawą, niekonwencjonalną jak na ten typ muzyki partią gitary elektrycznej. Oczywiście Bookovsky nie zapomina o efektownych wstawkach ozdobników, sampli. Ciekawie artysta wyakcentowuje poszczególne fragmenty utworu układające się jakby w mini suity głównie zmianami tempa w obrębie wciąż tego samego rytmu.
Part 7. Basowe sekwencje jak z najlepszych płyt Tangerine Dream wprowadzają nas w część siódmą operującą głównie nakładającymi się na siebie zapętleniami. Kolejny świetny utwór brzmiący jak klasyk gatunku.
Part 8. Zamknięcie jest nawiązaniem do początku płyty czyli werble, nadające ton temu symfonicznemu utworowi, który z klimatu major przechodzi w subtelne, zwiewne dźwięki nostalgii by woltą zakończyć w owym podniosłym nastroju początku.
Za okładkę odpowiedzialny jest Paweł Skrzypczak i szczerze mam do niej zastrzeżenia. Szczątkowy booklet jest ciekawy, choćby zdjęcie Michała otoczone zwiewnymi, utkanymi z mgły skrzydłami chyba aniołów (?). Ale drażni mnie redendronowane inside i front sleeve. Owe komputerowo wytworzone nagie panny wzlatujące w niebo na kocie bardziej mi pasują do słodkawego New Age niż to tej soczystej, pełnej ekspresji muzyki.
Zaskoczyły mnie gorzkie słowa, które Michał do mnie napisał: „Obawiam się, że to ostatnia moja płyta. Przez ostatnie lata wiele się zmieniło. Póki było mało słuchaczy - jak kiedyś - to wciąż jednak był sens robić elektronikę dla osób zainteresowanych.
Ale teraz to już nie tylko mała ilość słuchaczy; niestety ludzie uwierzyli w to, ze elektronika to wieśniacka muzyka dla ciołków, uwierzyli również, że robiona przez głupich gówniarzy tzw. (haha) "nowa" elektronika, czyli wybitnie sztampowe i nie różniące się od siebie prymitywne struktury są dobre, fajne i są przyszłością, bo... są "nowe" (nawet to "nowe" jest już OD LAT nieaktualne).
Słowacki wielkim poeta był. Dlaczego? Bo był wielkim poetą. Żałość, żałość i degeneracja, ale że fani elektroniki w to uwierzyli, to już jest poza moimi zdolnościami pojmowania.
Kiedyś na nas naskakiwano, ale byliśmy dumni i wiedzieliśmy, że nasza muzyka jest najlepsza. A dzisiaj? Szkoda gadać..." Mocne i smutne. Może dlatego w podziękowaniach pojawia się tyle postaci znanych z „moo" (np. Bart, Ania, Lord Rayden) czy z forum studio-nagrań.pl (np. Fantomasz, Yeske, Rubycon) jak i podziękowania dla muzyków: od 3N po Zibbona. Może to swoiste pożegnanie?...
Ale ja mam nadzieję, że Michał jednak zatęskni, usiądzie ponownie za instrumentami i nagra kolejny świetny materiał na płytę.
Bookovsky napisał kiedyś przy okazji mojej recenzji Vangelisa: „Piekło i Niebo. Najlepsza płyta muzyki elektronicznej - jak dla mnie. Przykro mi, jeśli kogoś uraziłem". A ja stwierdzam: Księga Nieba - najlepsza polska płyta Berliner Schule - jak dla mnie. Przykro mi, jeśli kogoś uraziłem. (8.65/10)
1.Book Of Sky Part 1 - 8.34
2. Book Of Sky Part 2 - 6.33
3. Book Of Sky Part 3 - 8.46
4. Book Of Sky Part 4 - 6.39
5. Book Of Sky Part 5 - 6.53
6. Book Of Sky Part 6 - 7.57
7. Book Of Sky Part 7 - 5.28
8. Book Of Sky Part 8 - 2.42
spawngamer
« powrót