Tangerine Dream
Mota Atma
rok wydania: 2003
Dużo można by pisać o tym zespole i jego dokonaniach w muzyce. Ostatnimi laty jednak kolejne płyty tejże grupy nie wzbudzały wśród co bardziej osłuchanych (i znajacych TD z innych bardziej ambitnych przedsięwzięć) fanów jakichś pozytywnych emocji. Wręcz przeciwnie, serie z cyklu "Dream..." i niektóre inne płyty były przyjmowane nieprzychylnie głównie na niezbyt pociągającą (a od jakiegoś czasu eksponowaną) manierę zespołu "odgrzewania starych pomysłów". Na tym tle najnowsza (wydanie kwiecień 2003r.) płyta jawi się jak rodzynek w cieście.
Na krążku napotkamy 10 utworów. Ponieważ to soundtrack (co nie jest żadną ujmą dla wydawnictwa), więc przez niemal wszystkie kompozycje przewija się charakterystyczny, lekko dynamiczny, sekwencerowy motyw. Trzeba przyznać, że dawno nie było okazji posłuchać nieco "berlińskich" brzmień w wykonaniu TD. To co płynie z głośnikównie jest może ąż tak zachwycające jak przeszłe dokonania, ale bez wątpienia to "berlin". Taka stylistyka może wydawać się trochę nużąca, ale wbrew pozorom tak nie jest, a postępujące po sobie utwory wydają się częściami jakiejś większej przemyślanej suity. Dopiero kompozycja przedostatnia wprowadza mały, bardziej dynamiczny (ale nieszkodliwy dla całości) dysonans (tak jakby papa Froese nieco popuścił smyczy swojej latorośli, bo wpozostałych utworach wyraźnie słuchać rękę ojca). Płytkę kończy miła dla ucha elektroniczna ballada utrzymana oczywiście w "starym" stylu TD.
Czy opisywany krążek to "wypadek przy pracy", przypadek, dzałanie zamierzone, a może powrót do korzeni? Słuchając tej płyty (jak i poprzednich) i mając na uwadze zapowiedzi ("Dream Mixes 4" i "Bootleg Box") miałem nieodparte wrażenie, że jest to tylopróba zatrzymania (w jakimś sensie dośc perfidna) starych fanów przy zespole. W moim osobistym przypadku takie działanie okazało się w pewnej mierze skuteczne :-) Specjalnie nie namawiam do zapoznania się z tym krązkiem, ale tez nie przestrzegam, bo można byc mile zaskoczonym tym co proponuje zespół
Recenzja opublikowana za zgodą serwisu Astral Voyager:
http://astral.voyager.prv.pl/
Tekst ukazał się w AV nr 3/2003
Grzegorz Skwarliński
« powrót