Tangerine Dream
Ricochet
rok wydania: 1976
To nowy rozdział w muzycznym rozwoju TD , którego granice kończyły się w połowie lat 80 - tych albumami złożonymi z krótkich, kilkuminutowych utworów a zarazem znakomite preludium do innego blockbustera - Stratosfear.
Prawdziwa ściana mrocznych wibrujących sekwencji wymieszana z ciekawymi motywami muzycznymi -dla mnie to najciekawszy styl TD najbliższy mojemu sercu.
Wszystkie te struktury są na najwyższym poziomie z prostej przyczyny -z kilometrów taśm Froese wybrał i skompilował najciekawsze fragmenty i bardzo przyłożył się do dopracowania wszystkich detali -stąd ta płyta jak dla mnie brzmi wciąż świeżo i niezwykle.
Krążek wystylizowano na album live ale naprawdę to właściwie dopiero w studio dokonano rzeczywistej obróbki materiału stąd notatka że album jest nagrany podczas koncertów we Francji i Wlk. Brytanii.
Już pierwsza część od początku poraża mnie swą melodyką i motywami które oszczędnie eksploatowane dają niesamowity efekt. Nie ma tu ani jednego przypadkowego dźwięku - płyta jest znakomicie przemyślana i dopracowana - poszczególne elementy tworzą niesamowity nastrój wpływający mocno na emocje (bynajmniej moje).
Można ten utwór podzielić na trzy części -pierwsza-wprowadzenie- liczne wstępy -gitara elektryczna, perkusja -spokojny ale jakiś taki doniosły nastrój, który zostaje zróżnicowany od siódmej minuty zaczyna się zaś część druga -ekspozycja- jazda bez trzymanki na rollercoasterze albo gdzieś w przestrzeni kosmicznej w nadświetlnej. Wchłania słuchacza do swego świata nie pozwalając mu na oddech. To tak naprawdę pierwszy album gdzie na taką skalę pojawia się słynny Tangerinowski pulsujący rytm. Harmoniczny styl, melodia to porzucenie tego co prezentowano na mocno eksperymentalnych płytach z lat wcześniejszych. Zamknięcie- styl wprowadzenia, uspokojenie muzycznego pejzażu.
Drugą część otwiera przepiękne fortepianowe intro , do którego po chwili dołącza flet. Bardzo subtelna melodia stopniowo wyciszana z delikatnym brzmieniem syntezatora w tle -w końcu flet samotnie kończy tą część i gwałtownie przechodzimy to wspaniałych dźwięków elektronicznego instrumentarium - swoisty majstersztyk manipulacji odczuciami słuchacza. Kolejne pojawiające się ozdobniki, wprowadzane są dla spotęgowania nastroju i powtarzają się jako podkład. Mamy tu połączenie polifonii, rytmu i melodii w niespotykanym dotąd u TD sposobie. Zresztą po prostu najlepiej puścić sobie 2 część i wysłuchać.
Muzyczne ornamentacje plus melodyjność tej płyty tworzą jak dla mnie niesamowity niedościgniony klimat. To „berlińska" płyta wszechczasów.
A na okładce jedno z ciekawszych zdjęć autorstwa Moniki Froese
Edgar Froese / synthesizer, bass, guitar, keyboards
- Peter Bauman / keyboards, drums
- Christoph Franke / keyboards
01 Part One 17.02
02 Part Two 21.13
spawngamer
« powrót