Daniel Bloom
Thorn
rok wydania: 1995
Jest po szkole muzycznej w klasie fortepianu, oraz archeologii, którą studiował na Uniwersytecie Mikołaja Kopernika w Toruniu. Jako muzyk przechodził i przechodzi nadal skrajne metamorfozy jeśli chodzi o gatunki w których się porusza. Jego muzyczne początki to perkusja w punkowych zespołach Iridium, Replay w pierwszej połowie lat osiemdziesiątych. Na studiach założył zespół w stylistyce New Romantic - The We, gdzie udzielał się jako klawiszowiec i wokalista (nie boi się jako taki występować -czy to w formacji Physical Love czy to na soundtracku „Tulipany"). Kolejnym przedsięwzięciem był projekt Bloom, z którym wystartował w 1994 roku do eliminacji na Mokotowską Jesień w Warszawie, ale nie dostał się do finałów. Wtedy kieruje się ku elektronice, fascynując się rockiem elektronicznym lat 70-tych, koncertując w toruńskich klubach. W 1999 roku debiutuje w filmie rolą Szpilberga w obrazie Kallafiorr do którego robił także muzykę jako członek formacji Physical Love ( nazwa od dwóch skrajności - fizyczności i miłości, dwie strzałki w innym kierunku, czyli sprzężenie) grającej jak sami to określają electronic freestyle. Formacja ta miała jeszcze przygodę z muzyką filmową w "S.O.S. Kosmos", a sam Bloom z gościnnym udziałem trio Leszka Możdzera (nawiązali współpracę jeszcze podczas przygotowywania oprawy muzycznej spektaklu „Rewizor" oraz wspólnej pracy ze Zbigniewem Preisnerem), tworzy ścieżkę dźwiękową do filmu „Tulipany", ukazując swe oblicze jako twórcy muzyki pejzażowej gdzie mamy melanż minimalistyki w duchu Morricone, jazzu Komedy i Ellingtona z lekkim zabarwieniem elektroniką.
Oprócz działalności w Physical Love prowadził z Jackiem Drzycimskim projekt - Paralogic (elektroniczna muzyka eksperymentalna), kontynuuje również solową działalność jako Daniel Bloom z tym że czysta elektronika zeszła wyraźnie na dalszy plan (epka Completly, nbs-owski Horyzont Zdarzeń i wspólna praca z Szulenem, Stawickim, Bednarzem, Żurem, Dudkem, Błaszczykiem i Ozyrą „Krawędź Światów Live") . Hobby: żeglartwo, gry komputerowe, wędkarstwo, podróże, stare syntezatory analogowe, Egipt, kuchnia dalekowschodnia.
Jego koncert w Toruńskim Planetarium, został zarejestrowany i wydany na debiutanckiej płycie Thorn. Daniel Bloom wspomina: „Byłem wtedy na 4 roku Archeologii i był to mój pierwszy duży koncert elektroniczny. Grałem tylko na dwóch klawiszach: Korg Polysix i Roland Pro-E. Dzień przed koncertem przywiozłem sprzęt do planetarium i grałem próbę do późnej nocy. Podczas próby powstał mój ulubiony utwór z Thorna - "Copernicus". Cały materiał powstawał natomiast w Domu Studenckim nr 6 w pokoju 314/2 ( dwuosobowy pokoik, gdzie mieszkałem z kolegą). Nie często debiutem fonograficznym artysty jest płyta Live. W moim przypadku tak było, w 1996, rok po koncercie materiał wydał X-Service." Od tego czasu muzyka z tej płyty często gościła w audycji Jerzego Kordowicza, na liście przebojów muzyki elektronicznej - TOP TLEN programu III PR a utwór "2 minuty życia Elsie" dołączony do wersji CD został wybrany najlepszym utworem elektronicznym roku 1997.
Nakład kasety bardzo szybko się wyczerpał a, że muzykę tą zapamiętano jako bardzo ciekawą w 2001 roku autor wydał ją ponownie z tym, że zmienioną względem oryginału. Skrócił utwór tytułowy Thorn i połączył z kawałkiem Copernicus oraz dołączył „przebój" roku 1997 czyli "2 minuty życia Elsie", który pierwotnie wykonał podczas koncertu w amfiteatrze Muzeum Etnograficznego na festiwalu TASMA'95.
Swoistą zmyłką może być tytuł krążka - nie chodzi o cierń lecz o niemiecką nazwę Torunia zaś widniejący na okładce aztecki bożek nawiązuje do archeologicznych studiów Blooma.
Płyta ta świadczy o różnorodności form w elektronice które pociągają Blooma. Nie ma tu wyraźnej dominacji jednego nurtu. „Thorn + Copernicus". Najpierw bulgotania w stylu Tomity w tle których pojawia się pojedyncza nastrojowa barwa i zestaw zabaw syntezatorowymi brzmieniami aby wyłonić właściwą część kompozycji ascetycznie oddającej widoki kosmosu, zestaw sampli od 2.36 (jakby pikania echosondy, odgłos szyn, wybieranie tonowe telefonu) i lądujemy w „żaropodobnym" świecie z czasów Oxygene i Equinoxe gdzie mamy typowy dla niego lejący się podkład , opływające nas fale i nostalgiczną melodię która od 4.42 przechodzi w pełniejsze werwy dźwięki przypominające nieustanną pracę brzęczącego licznika ale główna melodia pozostaje na delikatnym poziomie. Dochodzi jednak berlińska sekwensyjność dodająca całości dość nieoczekiwanego nastroju i kompozycja nabiera jak dla mnie cech melodyjnego NBS. Bardzo ciekawy, wielowarstwowy utwór. „Cora" znowu kosmicznego odgłosy startu rakiety słychać odliczanie start i rozmowy z kosmonautami -oszczędna samotna sekwencja wsparta niespodziewanie brzmieniem fujarki w żywym tempie daje dość zaskakujący efekt. Ale po chwili sekwenserowe dudnienie przechodzi już w typowy berlin gdzie tylko i wyłącznie analogowe brzmienia przypominające lata świetności TD dominują cały utwór, który w konsekwencji zbudowany jest na zasadzie spokojniejsze początek i koniec, mocny, głośny środek. I gdy wydaje się że cały krążek jest zdominowany przez styl NBS zaskakuje nas „Harmonia" która jak się okazuje nie jest dysonansem w stylu ME czyli ładną melodią zbudowaną niczym piosenka z refrenem ale swoistym sygnalizatorem że Blooma nie należy postrzegać poprzez pryzmat jednego tylko gatunku elektronicznego. Nostalgiczny, spokojny utwór stworzony w ascetycznej manierze z wyraźnym odwołaniem do muzyki Ennio Moriccone ( The Mission) jako przełamaniem, ma cechy miłego w odbiorze hitu z arcydziwnym zakończeniem w stylu wczesnego Vangelisa. Nie mniej efektownie brzmi oparta na egzotycznych brzmieniach bębnów „Podróż do miejsc, których nie ma" gdzie melodyjność ma znowu charakter pierwszoplanowy. Ciekawie rozwijająca się fraza zostaje sprzęgnięta z pełną urody solówką na syntezatorze i tłem zbliżającym się im bliżej końca kompozycji, do sekwencyjności gdzie finał to znowu zestaw przedziwnych odgłosów które wyciszone nagle powracają jako wprowadzenie do „ Widnokręgu" -przedziwnej wprawki wykorzystującej brzmienie klawesynu wspartego fagotem co daje wrażenie obcowania z klasyczną miniaturką z ledwo zaznaczoną obecnością syntezatorów. Zwiewna, arcyciekawa i oryginalna melodia. Na końcu rzecz jasna zestaw świergotów i trzasków podobnie jak w zaczątku „Monstrum" będącym rytmiczną zabawą brzmieniem przypominającym gitarę basową z oczywiście bardzo melodyjnym otoczeniem - interesująca interpretacja NBS-u. Tu podkreślę z dużą stanowczością : Bloom ma zdolność kreowania wpadających w ucho pięknych melodii które znakomicie aranżuje i świetnie, z wyczuciem wykorzystuje. Po dynamicznym kawałku mamy imitację rytmiki charakterystycznej dla krajów wschodu splecioną z elektronicznymi rozmazami co tworzy z utworu „Hatszepsut" piękny, pejzażowy obrazek.Podkład jest minimalistyczny jak i wiodąca barwa syntezatora. Rozmowy kosmonautów prowadzą nas do „Ostatniego promu" , który od sztampowości ratuje ciekawe wykorzystanie dudniących bębnów i gitary nadających kompozycji głębi. „Dwie minuty z życia Elsie" ukłon od strony podkładu ku oxygenowskim ćwierkaniom i przelatującym laserowym promieniom w które wprzęga delikatną , spokojną melodię nadając jej przy końcu swoistej patetyczności. Świetne wykorzystanie analogowych instrumentów.
Na płycie tej Bloom w znakomity sposób połączył muzyczną przestrzeń z prostotą oraz ładnymi melodiami, co sprawia, że otrzymujemy niepowtarzalny klimat całości. Physical Love chcieliby zagrać z Lechem Janerką. A ja chciałbym kolejny taki tytuł od Blooma. (8.62/10)
1. Thorn + Copernicus (9.15)
2. Cora (7.30)
3. Harmonia (5.26)
4. Podróż do miejsc, których nie ma (7.01)
5 Widnokrąg (4.03)
6. Monstrum ( 6.54)
7. Hatszepsut ( 4.58)
8. Ostatni prom (3.00)
9. Dwie minuty z życia Elsie (9.57)
Top 30 polscy wykonawcy - miejsce 18spawngamer
« powrót