muzyka elektroniczna, el-muzykamoog

Jarosław Degórski

Yaroo: Witam Jarku, nie wszyscy znają twoją sylwetkę opisz w kilku słowach swoją twórczość, jaką muzykę wykonujesz.

Jarosław Degórski: Witaj red. Jarku. Od piętnastu już lat zajmuję się el-muzyką. Zaczynałem swoją przygodę z muzyką w latach 80-tych, od amatorskiego zespołu punck-rockowego, którego byłem liderem, grając na instrumencie klawiszowym własnej konstrukcji.

Nastąpiła jednak nieoczekiwana przerwa w moim życiorysie:

Niestety nie udało mi się dostać na studia, i musiałem trafić w kamasze na 2 lata.

Odkryłem tam swoją drugą pasję: malarstwo. Setki namalowanych „chust rezerwistów" portretów dziewczyn żołnierzy, a później obrazów olejnych, zaowocowały w przyszłości tym, że przez kilka lat źródłem utrzymania mojej rodziny stały się moje prace, wystawiane w większości galerii Szczecińskich, kupowane chętnie przez ludzi.

Prawdopodobnie malarstwem zajmowałbym się do dzisiaj, gdyby nie fatalne ustawy podatkowe, które sprowadziły sztukę do wartości rzemiosła i stała się ona niedochodowa.

W 1990 roku postanowiłem zakupić mój pierwszy instrument klawiszowy (jakieś Casio) i urzeczony jego „niezwykłymi barwami" nagrałem pierwszy materiał muzyczny.

Przekonałem się jednak że podstawą muzyki jest profesjonalny instrument i dopiero cztery lata później (sprzedając i kupując kolejne pięć innych klawiszy) udało mi się skompletować moje „domowe studio nagrań" wydałem wówczas moją pierwszą kasetę „HOLOGRAM", która prezentowana była w kilku stacjach radiowych (np. polskie radio pr. III audycja „Top tlen" Jerzego Kordowicza).

Muzyka którą wykonuję obecnie to tzw. "Berlin schule" chociaż nie zgodził bym się z tym do końca, jest w niej bowiem sporo etniki, industrialu, transu, momentami ocieram się też o ambient. Używam całą masę sampli, zwłaszcza mowy ludzkiej, czasami pojawiają się też prawdziwe ludzkie głosy, ostatnio doszła prawdziwa gitara i perkusja.


Yaroo: Ostatnio wystąpiłeś na koncercie w Szczecinie (20 lutego 2005) wraz z muzykami towarzyszącymi, jak przebiegały przygotowywania do koncertu?

JD: Nasz koncert był planowany z 4-miesięcznym wyprzedzeniem, więc mieliśmy sporo czasu na przygotowania. Utwory które zagraliśmy pochodziły z moich ostatnich 3 płyt.

Spotykaliśmy się ze sobą na próbach w garażu mojego domu co niedzielę (niestety nie w każdą i nie zawsze w pełnym składzie). Po raz pierwszy miałem możliwość się przekonać, że to co zaplanowałem kiedy sam jestem wykonawcą nie zawsze jest możliwe do realizacji przy tak dużej ilości ludzi, było to swego rodzaju wyzwanie zwłaszcza, że muzyka miała łączyć się tematycznie obrazem prezentowanym na telebimie podczas występu.


Yaroo: A jaki był materiał przedstawiony słuchaczom? Może kilka słów o całej otoczce jaka towarzyszyła koncertowi?

JD: Pomimo tego że, (o czym wspomniałem wcześniej) materiał pochodził z moich płyt: „Global", „Dreams", „Fale" to co zagraliśmy na scenie różniło się znacznie od pierwowzoru. Przede wszystkim muzyka grana była faktycznie na żywo, bez tzw. gotowców , co oczywiście musiało zmienić jej charakter. Po drugie pozostali muzycy dużo wnosili od siebie, i ja nie chciałem ograniczać ich do odgrywania gotowych aranżacji, przeciwnie te miesiące przygotowań służyły temu, aby każdy dodał coś od siebie tzw. swój własny wkład w istniejące kompozycje, czyli na scenie tworzyliśmy faktycznie zgrany zespół a nie ludzi luźno grających podczas Jam session .

Ważne było też to że udało mi się wypożyczyć kosmiczne dekoracje, przedstawiające metrowej średnicy planety: marsa i księżyc.

A na środku sceny wisiał ekran, na którym wyświetlane były wizualizacje i animacje (o tematyce S.F.), które odpowiednio wcześniej przygotowałem, a które nawiązywały do granej przez nas muzyki.


Yaroo: Była jakaś wpadka?

JD: No jasne! Ale nie podczas koncertu, tylko w czasie próby generalnej, która miała miejsce kilka godzin przed koncertem.

Ponieważ muzycy nie widzieli wykonanych wcześniej animacji komputerowych, w czasie próby prezentowanych już na telebimie, faktycznie utrudniało to delikatnie mówiąc grę gitarzyście, który nie był w stanie się opanować i ciągle zerkał na ogromny ekran wiszący pośrodku sceny, miało to oczywiście wpływ na jego grę...

Konradowi (klawiszowiec) w trakcie próby przerwał się też kabel midi, a nie mieliśmy już czasu jechać po drugi, (próbę trzeba było przecież w końcu odbyć) grał tylko na jednym instrumencie, ciągle zdenerwowany co będzie podczas prawdziwego koncertu.

Kiedy jednak zagraliśmy koncert okazało się, że wszystko działa jak należy, każdy jest skoncentrowany na maksa na tym co robi i daje z siebie 200%. Obrazy prezentowane na telebimie idealnie miksują się z muzyką, oraz z rzutem z jednej z kamer, które to rejestrują. (Za mikserem obrazu siedziała moja prawa ręka - żona Iza, która montażem TV zajmuje się na co dzień.) W sumie to co zagraliśmy tak bardzo spodobało się publice, (a na widowni siedziało blisko 40 osób, co dla tego gatunku muzy jest już sukcesem), że na bis zagraliśmy jeszcze jeden utwór ale taki już od siebie - ćwiczony na próbach.

Koncert trwał w sumie godzinę i ze sceny schodziliśmy nagradzani brawami.


Yaroo: Jest jakaś szansa, że materiał zagrany na koncercie ujrzy światło dzienne?

Tak, w najbliższym czasie zajmę się montażem ujęć z trzech kamer, które rejestrowały to wydarzenie i po obróbce wypalę stosowne płyty DVD. Informacja o tym pojawi się na pewno na mojej stronie internetowej. Jeżeli ktoś będzie chętny może zakupić sobie taką płytkę, ceny jeszcze nie podaję. Natomiast materiał audio po wcześniejszym procesie masteringowym, również powinien pojawić się w sprzedaży na płycie CD.

Na pewno na wiosnę wszystko powinno być gotowe.


Yaroo: Wiem, że ostatnio ruszyła Twoja strona internetowa www.degorski.art.pl

JD: Tak, nareszcie... z zamiarem uruchomienia strony www. Nosiłem się już dawno, ale zawsze brakowało mi na to czasu. Ta która powstała jest też zresztą niekompletna bo niema na niej utworów w plikach MP3 ale może uda mi się w przyszłości to nadrobić.

Projekt graficzny jest mojego autorstwa i nawiązuje celowo do matrixa, myślę że dla obecnych fanów gatunku El- muzyki skojarzenia z obrazem są nierozerwalnie związane i nie wyobrażam sobie obecnie innej formy prezentacji twórcy jak tzw. multimedialna.

Jeżeli coś działa na wyobraźnię to po pierwsze jest to obraz, a potem dźwięk, internet umożliwia połączenie obu tych składników.


Yaroo: Internet jest swoista kopalnią wiedzy, czy uważasz że muzyka elektroniczna jest dobrze reklamowana w naszym kraju...?

JD: W naszym kraju nie istnieje tak naprawdę żadna reklama dla muzyki elektronicznej.

To że są małe niezależne wydawnictwa, które nastawione są głównie na komercyjną muzę nie oznacza, że ich produkty które sprzedają i reklamują w internecie jako El-muzykę można nazwać reklamą gatunku.

Prawdziwa reklama kosztuje setki milionów zł, a dzisiaj nikogo na to nie stać.

Z resztą co tu mówić o reklamie , skoro wydawnictwo X, albo Y wypuszcza jakiś CD w „zawrotnej" ilości 500 szt. na całą Polskę (w tym 50 dla artysty darmowych jako tzw. honorarium autorskie zamiast ustawowych 10% ze sprzedaży) i tak naprawdę nie wiadomo czy udało sprzedać się 10, 50, czy może aż 100 szt. Płyt w danym roku.

Jedynym sprawdzonym sposobem na reklamę muzyki jest: telewizja, radio, prasa, film a dopiero na końcu internet (przynajmniej w naszym kraju).

Jeżeli jednak muzyka z tego gatunku nie jest już właściwie wcale (nie licząc drobnych wyjątków) grana w radiu, prezentowana w tematycznych kanałach TV, nie używa jej się w polskich filmach (zwłaszcza, że w roku powstają tylko 3), a gazety nie informują o żadnych polskich twórcach El-muzyki, to dotarcie do informacji o muzyce elektronicznej, pozostaje już tylko dla garstki zagorzałych fanów, którzy muszą mieć dostęp do internetu, tzw. sztywne łącze i ogromną potrzebę obcowania z gatunkiem.

Jest to przykre niestety ale prawdziwe.


Yaroo: Muzyka elektroniczna to dla Ciebie hobby, pasja czy chwilowe oderwanie od rzeczywistości?

JD: Jestem artystą, a artysta to taki człowiek który musi w jakiś sposób swój akt kreacji wyrazić (inaczej ciśnienie twórcze rozsadza go od środka).

Jestem w o tyle wygodnej sytuacji, że jestem „multimedialny" i jeżeli zechcę siądę za sztalugami i namaluję jakiś obraz, jeżeli mam taką potrzebę nakręcę film dokumentalny, albo kolejny teledysk (niekoniecznie dla siebie), muzyka jest dopełnieniem do obrazów, które mam w głowie, ja gram muzykę ponieważ widzę całe obrazy, do których przypisana jest ta muzyka którą gram.

Moja obecna praca (jestem niezależnym producentem TV) daje mi możliwość decydowania o tym co danego dnia robię, jednak muzyka którą gram daje mi możliwość obcowania z czymś o wiele ważniejszym, przeżywania stanów ducha i swego rodzaju wolność, która jest dla artysty czymś najważniejszym.


Yaroo: Standartowe pytanie jakie pada w wywiadach: na jakim instrumentarium komponujesz swoją muzykę?

JD: Przez moje „domowe studio" przewinęła się przez te wszystkie lata cała masa instrumentów klawiszowych, nie wyłączając analogów. Niestety pomieszczenie, które w moim domu służy mi jako studio muzyczne ma zaledwie 8 m kw. Nie byłbym w stanie pomieścić wszystkich rzeczywistych instrumentów, więc musiałem większość z nich sprzedać. Zostawiłem sobie jedynie: Rolanda A30- master keyboard, Korga -05 RW, Yamachę CS1x, posiadam też profesjonalny magnetofon cyfrowy DAT i mixer dźwięku.

Pozostałe instrumenty na jakich gram to wirtualne VST. Jest ich cała masa, a do moich ulubionych należą: SW-Performer, Mini Moog, Korg-Legacy Colection, Impostar, Absyntch, Daley Lama i V- Station.

Muzykę tworzę na Cubase Sx, poprzez Rewire podłączam do niego Reasona, oraz Fruity Loopa (korzystam oczywiście z barw instrumentów, które zawarte są w obu tych programach), kiedyś zdobyłem się na szaleństwo i odsłuchałem po kolei wszystkie barwy jakie dają instrumenty wirtualne. Obliczyłem, że do dyspozycji mam w ten sposób ponad 10 tysięcy brzmień, szybko wykasowałem niektóre instrumenty, żeby mnie nigdy nie kusiło sięganie po nie i tracenie czasu na zabawę z dopasowaniem dźwięku.

Zresztą jest to wynikiem tego, że jestem wrogiem używania brzmień zaprogramowanych i zawsze staram się stworzyć własną niepowtarzalną barwę, która odróżnia się od fabrycznej.

Czasami mija miesiąc zanim zacznę grać, bo w tym czasie szukam do kompozycji niepowtarzalnej barwy, która odda jej charakter.


Yaroo: Wolisz instrumenty "rzeczywiste" czy wirtualne?

JD: Uwielbiam jak podczas grania pojawia się komunikat „ERROR" dostępny jedynie w wirtualnych syntezatorach...

A tak na poważnie, fizyczny kontakt z instrumentem jest bardzo ważny, wydawało by się, że taki „keyboard" nie ma duszy, tylko procesory i druciki, ale jeżeli taki instrument stoi na wprost ciebie, a nie jego wirtualna ikona na ekranie monitora, to gra się o wiele lepiej.

Inną klasą są instrumenty analogowe, one mają już to coś.

Jednak w dzisiejszych czasach wszystko jest kwestią ceny i na profesjonalne instrumenty rzeczywiste trudno sobie pozwolić zwłaszcza grając tak dochodową muzykę jak elektroniczna!!! Dla mnie ważną sprawą jest też miejsce zajmowane przez sprzęt.

Gdybym miał jednak wybór i warunki, chętnie dokupiłbym do swojego studia kilka skrzyń analogowych instrumentów i karton najnowszej generacji cyfrowych.


Yaroo: Najbliższy zakup do Twojej kolekcji instrumentów to...?

JD: Niedawno dokonałem zakupu Yamachy CS1x, pozbywając się starego Rolanda JX-1, na razie mi to wystarczy.


Yaroo: Wystąpiłeś też na RG 2004 w Jeleniej Górze, jak oceniasz całą imprezę?

JD: Było super !

To moim zdaniem jedna z najlepszych imprez El-muzyki, od lat. Pojawiły się takie gwiazdy gatunku, że niech żałują ci którzy tego nie widzieli.

Muzycy w większości grali żywą prawdziwą muzykę, a klimat imprezy był świetny, nie chciałbym opisywać tutaj tego o czym mówiłem już wcześniej, również na łamach Twojego pisma, wystarczy sięgnąć po moje i nie tylko moje relacje, a najlepiej zamówić płytkę DVD Ricochet Gathering 2004, na której jest zapis wspomnianej imprezy.


Yaroo: Było tam sporo sław z el-muzycznego rynku wystąpiłeś jako jeden z czterech Polaków zaproszonych na tę imprezę. Jak wspominasz swój występ teraz jak już opadły emocje?

JD: Ja do końca nie wiedziałem, że jednak dane mi będzie zagrać i to z takimi sławami. Szykowałem się że pojadę na imprezę w charakterze filmowca-dokumentalisty, Witek Rek, (organizator R.G.2004) na dzień przed imprezą po odsłuchaniu mojej płyty „Fale" zadecydował, że jednak mam grać. Ponieważ moje instrumentarium „realne" jest bardzo skromne, zabrałem do auta jedynie Rolanda Jx-1, oraz moduł Korga 05-RW i na tym głównie grałem zarówno podczas występu jak i jam sesion. Ponieważ instrumenty miały spore ograniczenia, np. brak arpegiów, na scenie musiałem robić je ręcznie. Nie mniej jednak liczyły się nie techniczne możliwości sprzętu ale to co można było oddać podczas aktu kreacji i to co gra w duszy artysty. Mam nadzieję że sprostałem temu wyzwaniu i widząc reakcję widowni (bisowaliśmy) oraz uznanie kolegów muzyków. Myślę że był to bardzo udany występ. Ja osobiście jestem z niego bardzo zadowolony, Witek w U.S.A. wydał płytę z naszego występu (po uprzednim masteringu) osobiście mam taki autorski egzemplarz, który czasem sobie słucham i sprawia mi to sporą przyjemność.


Yaroo: Którą z Twoich płyt autorskich darzysz szczególnym sentymentem...?

JD: Zawsze jest to ostatnia płyta.


Yaroo: Plany na najbliższą przyszłość?

JD: Po naszym ostatnim występie w klubie „Delta" padły propozycje odbycia koncertów w innych klubach, albo teatrach. Jeszcze do końca nie wiem czy uda się to zrealizować, ale sporo za tym przemawia. Po za tym zawsze jestem otwarty na inne zewnętrzne propozycje i chętnie wystąpił bym na innych ogólnopolskich festiwalach elektronicznych

Mam też plany na powstanie innego materiału muzycznego, niekoniecznie nawiązującego do tego co robię w tej chwili.


Yaroo: Wręcz legendarna jest niechęć wydawców do muzyki elektronicznej, jest to muzyka raczej niszowa... jak sądzisz dlaczego tak jest?

JD: Jest wiele powodów . Niszczenie gatunku odbywało się systematycznie i z premedytacją przez wiele lat, ludzie za to odpowiedzialni już nie pracują na ogół w mediach, ale sposób myślenia pozostał. Po za tym nic nie jest wieczne wszystko przemija, zwłaszcza w muzyce moda na gatunek bardzo szybko. Złote lata to były lata 70-te. Paradoksalnie dostęp do nowych technologii zamiast pomóc temu gatunkowi muzyki, zaszkodził mu i to bardzo. Pojawienie się nowych instrumentów na początku lat 80-tych, które wyparły analogii, spowodował, że po instrumenty te sięgnęli muzycy z gatunku „Disco" proste rytmy plastikowe barwy zepchnęły w cień poczciwe Moogi i inne analogi.

Dla słuchacza elektronika zaczęła kojarzyć się z tanim blichtrem i pospólstwem. W latach 90-tych pojawiła się nowa generacja instrumentów elektronicznych, których możliwości do dzisiaj są wykorzystywane, ale nastała już inna moda i inne pokolenie słuchaczy oni nie czuli już tamtych rytmów, dla nich muzykiem był disc jockej, który mieszał płytami winylowymi, na których było wiele podkładów głownie elektronicznych.

Zmieniło się tempo życia nikt nie oczekiwał już odbierania głębszych wrażeń podczas słuchania płyty, liczył się BIT, oraz silna wibracja, ludzie stali się mniej wrażliwi nie tylko na muzykę ale na całą otaczającą nas rzeczywistość.

Obecnie moda co raz to odkurza przeboje powstałe w latach 70, 80, 90-tych być może już niedługo doczekamy się nowej zremiksowanej zajefajnej wersji „Ricochet" podanej nam przez super kapelę, która zarobi na tym kupę kasy i wtedy znów do łask wróci EL-muzyka, ale czy będzie to ta sama muza co dawniej? Raczej wątpię.


Yaroo: Czy widzisz szansę na zorganizowanie trasy koncertowej z el-muzyką w Polsce?

JD: To raczej było by trudne. Muzyka jeżeli nie ma dużej ilości fanów, dobrej reklamy, wsparcia od sponsorów, nie ma szansy zaistnieć u szerszej części społeczeństwa.

Po za tym El-muzyka nie jest komercyjna i nie jest na topie, wymaga całkiem innego słuchacza niż przeciętny Kowalski, niestety jest to muzyka dla nielicznych.

Obecnie muzykę nie tyle się słucha co ogląda w TV. Jeżeli artyści wykonujący ten gatunek na scenie nie staną się multimedialni i swoje występy nie połączą z wyświetlaną projekcją audiowizualną, lub jakąś inną formą ruchową, to nie znajdą odbiorców na ten rodzaj twórczości. Obecnie widz oczekuje czegoś więcej na scenie niż pana siedzącego nieruchomo za „parapetem" przy blasku kilku lampek, światełek a nawet laserów.

To co może zachęcić do pójścia na koncert to musi być widowisko, a to niestety kosztuje i to sporo. Osobną i ważną moim zdaniem sprawą jest fakt, że przeżyły się już czasy odgrywanych z pół playbacku koncertów, widz nie lubi być oszukiwany jeżeli muzyka nie jest żywa, to się to czuje i w jakiś sposób to zniechęca, nawet do najlepiej przygotowanego w domu materiału.

Może rozwiązaniem było by wspólne granie koncertów na żywo przez kilku muzyków pod kierunkiem akurat tego, który jest gwiazdą danego wieczoru?


Yaroo: Ostatnie pytanie. Jakie byłoby słowo, którym byś określił el-muzykę?

JD: Ja dawno temu stwierdziłem że muzyka elektroniczna jest to współczesna wersja muzyki poważnej, tym co nasuwa mi na myśl to skojarzenie to sposób wykorzystania dostępnych środków. Dawniej aby tworzyć muzykę o tak wielkiej przestrzeni potrzeba było całej orkiestry, dzisiaj do tego wystarczy nawet jeden syntezator, w którym samplinguje się brzmienia całej orkiestry, a co najważniejsze robi to tylko jeden człowiek, który jest dyrygentem, kompozytorem i wykonawcą w jednej osobie. El-muzyka jest więc muzyką przestrzeni i wyobraźni artysty.


Yaroo: Dziękuję Jarku za wywiad i życzę wielu sukcesów.

JD: Dziękuję i pozdrawiam wszystkich czytelników Jarosław Degórski.




luty 2005

« powrót