muzyka elektroniczna, el-muzykamoog

Tangerine Dream

Tangerine Dream - 30 lat mandarynkowego snu. Część I

 

Rock elektroniczny był  zawsze bardzo popularny w Polsce. Jest tak w dalszym  ciągu pomimo, że ten odłam  muzyki ma wielu przeciwników, zarzucających mu, iż  jest tworem martwym,  powstałym przy zbyt dużym  udziale elektronicznych maszyn zastępujących instrumenty tradycyjne, a co za tym  idzie i samych muzyków. Opinia ta bynajmniej nie przeszkadza twórcom, a tym bardziej licznej grupie fanów, którzy z dużą niecierpliwością oczekują wydawnictw, koncertów i nowych płyt ze sceny muzyki elektronicznej.

O ile kontakt z muzyką elektroniczną, dzięki audycjom radiowym  i sprowadzanym przez sympatyków płytom CD jest stosunkowo łatwy, o tyle dostęp do fachowej literatury pozostaje nadal dla wielu fanów strefą  marzeń. Pragnę, chociaż w tak skromny sposób wypełnić tę lukę. Pragnę również napisać o zespole, który bezsprzecznie odegrał  ogromną rolę w muzyce drugiej połowy XX stulecia, dla znawców i sympatyków będącym do dzisiaj światową awangardą muzyczną, zaś dla przeciwników gatunku dziwaczną  Efemerydą, tworem złożonym z techników, zafascynowanych jedynie możliwościami nowych generacji  komputerów i syntezatorów, zapatrzonych w techniczne zabawki. Jednakże napisanie eseju biograficznego, dotyczącego grupy Tangerine Dream, grupy, która bezsprzecznie wpłynęła swoją twórczością na historię dokonań dźwiękowych lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych, wymagało blisko ośmiu lat przygotowań, na które złożyło się dotarcie do materiałów  źródłowych i odpowiednie ich uszeregowanie zgodnie z chronologią wydarzeń historycznych. Niełatwa to sztuka, zważywszy fakt raczej marginalnego traktowania muzyki elektronicznej w naszym kraju i w naszej muzycznej prasie. Nie ukrywam, że większość informacji zawartych w niniejszym opracowaniu pochodzi z publikacji zagranicznych oraz  z Internetu, do których jeszcze kilka lat temu dostęp był bardzo utrudniony. Powstawało ono również przy wykorzystaniu cytatów, wyjątków z artykułów prasowych z gazet i czasopism krajowych, pism muzycznych, encyklopedii,  czy ulotek, których liczby i pochodzenia w przeważających przypadkach nie sposób mi dzisiaj wymienić z autorstwa.

Esej nie miałby takiego kształtu i nie zawierałby z pewnością tylu ważnych informacji, gdyby nie ogromna wiedza znawców tematu, znawców nurtu elektronicznego, dziś określanego jako rock elektroniczny. To właśnie dzięki tej wiedzy oraz nie rzadko osobistemu zaangażowaniu kilkorga z tych osób tego typu publikacja mogła ujrzeć dzienne światło. Nie sposób jest zatem pominąć na początku tego eseju przynajmniej kilku najważniejszych nazwisk. Korzystając z możliwości umieszczenia na łamach tego wydawnictwa paru słów odautorskich chciałbym tym osobom przekazać moje najserdeczniejsze podziękowania. Do grona osób zasługujących na podziękowanie specjalne należą między innymi:

Pani Genowefa Balachowska                                                 

Pani Łucja Szadra

Pani Kamila Placko-Wozińska

Pan Wiesław Weiss

Pan Ziemowit Poniatowski

Pan Krzysztof Domaszczyński

Pan Jerzy Kordowicz

Pan Ludwik Erhard

Pan Ryszard Gloger

Pan Dionizy Piątkowski

Pan Jacek S. Banach

Pan Krystian Wagay

Pan Mathew Hargreaves

Pan Klaus Dennemacherr

Pan Florian Vucke

Pan Mark Prendergast

Pan Jurgen Muller

Pan Jason P. Hopkins

Pan Piotr Kleczkowski

Pan Darren Bergstein

Pan Siegfried Hannunsenn

Pan Artur Lasoń

Pan Marek Posiatyński

Pan Stanisław Rzepkowski

Pan Roman Rogowiecki

Pan Jindrich Hallst

Specjalne podziękowania dla firmy płytowej Miramar Records, firmy płytowej Silva Screen-USA oraz dla sympatyków, którzy pomagali mi podczas pisania.

W początkowej fazie powstawania eseju był również  zaangażowany mój tragicznie zmarły kolega Jarosław  Pers, który zmobilizował mnie do tej pracy. Za pomoc w dotarciu do not historycznych i udostępnienie rzadkich archiwaliów dziękuję Panu Arkadiuszowi Brodowiakowi.

Żonie i moim synom - opiekunom mojego spokoju oraz ojcu Eugeniuszowi za wsparcie duchowe i nocne rozmowy.

 

Z elektroniczno - muzycznym pozdrowieniem                                                                               

 

Autor                                                                                                              

 


Rozdział 1

Instrument  na  miarę XX stulecia

 

Przez ponad 50 lat  swojego istnienia zrobił oszałamiającą wręcz karierę w stosunku do klasycznych instrumentów muzycznych i chociaż dzisiaj niemal każdy, niezależnie od czasu zainteresowania muzyką współczesną, wie jak wygląda jako urządzenie oraz  jakie są w przybliżeniu jego możliwości brzmieniowe, nie każdy jednak zdaje sobie sprawę czym w zasadzie jest i na jakiej podstawie wydaje dźwięki: syntezator - instrument, którego nazwa bezsprzecznie wywodzi się od słów analiza i synteza - (analiza-tor, synteza-tor).

Pierwsze, pionierskie w swojej formie instrumenty tego typu potrafiące generować dźwięk pojawiły się już na początku XX wieku. Około roku 1930 konstruktorzy budują Melichord, niespełna pięć lat później pojawiają się organy Wurlitzera i organy Hammonda. W latach pięćdziesiątych H.Olson wespół z H.Belarem tworzą potężny elektroniczny moduł syntezatorowy i nadają mu nazwę Mark 1 aby wkrótce przygotować nowy, ulepszony Mark 2, mający już 36 generatorów, filtry elektryczne kształtujące barwę dźwięku działające niezależnie od siebie dzielniki częstotliwości i układy budujące narastanie i zanikanie dźwięku Mniej więcej w tym samym czasie w Rosji E.Murzin konstruuje słynny ANS - analizator syntezatorowy. Te nowe instrumenty są jednak zbyt drogie dla masowego odbiorcy i konstruktorzy poszukują innych rozwiązań technicznych, aby gabaryty i produkcja tych instrumentów - (przy założeniu, że będą one produkowane seryjnie), stała się w niedalekiej przyszłości bardziej opłacalna. Jednocześnie ich wysiłki podążają w stronę miniaturyzacji samego produktu rynkowego.

W tym  momencie w historii muzyki współczesnej pojawia się nazwisko Roberta A. Mooga - (O osobie tego wybitnego wynalazcy i konstruktora szerzej mowa będzie nieco później). Jego „Moog" to instrument wyposażony w generator sterowany napięciem, wzmacniacz i filtr sterowany napięciem, generator szumu, generator obwiedni, modulator kołowy, urządzenie pogłosowe sterowane elektrycznie, filtr wielopasmowy, detektor obwiedni, cyfrowy sekwenser, pamięć cyfrową i klawiaturę . Na syntezatorach tego wybitnego inżyniera grali tej klasy muzycy co Paul Bley, Sun Ra, Jan Hammer, George Duke, Jasper Van't Hof i Dave McRae, Herbie Hancock, Keith Emerson, Rick Wakeman, Klaus Schulze, a w Polsce Czesław Niemen czy Józef Skrzek.

Klawiatura syntezatora konstrukcji Mooga nie ma wbrew pozorom nic wspólnego z zasadą działania klasycznego fortepianu, pianina czy klawesynu. Przyciśnięcie odpowiednich klawiszy urządzenia daje efekt melodyczny, ale dzieje się to za sprawą zmian pola napięcia elektrycznego a nie uderzenia młotka obciągniętego filcem w strunę, jak to ma miejsce w wyżej wymienionych instrumentach. Jako pierwsze pojawiły się jednakże, służące za prototypowe rozwiązania organy elektryczne, spopularyzowane w 1956 roku przez Jimmy Smith'a, jednego z najwspanialszych wirtuozów tego instrumentu na świecie, którego płyty rozchodziły się w milionowych nakładach a jedna z nich, wydana w 1973 roku przez NRD-owską Amigę, była dostępna również w polskich sklepach muzycznych.

W okresie międzywojennym pojawiają się wspomniane wcześniej organy Wurlitzera, popularnie zwane „kinowymi", jednak ich nieco rachityczne brzmienie nie wytrzymało konkurencji z siłą i barwą „Hammonda". Warto również zwrócić uwagę na fakt, że instrumenty klawiszowe były już na etapie pierwszych konstrukcji dwojakiego rodzaju tzn. z natury swojej akustyczne, a elektryfikowane wtórnie - (np. fortepiany firm Fender lub Yamaha), bądź też instrumenty, które istnieją wyłącznie i jedynie dzięki elektryczności. Fortepian Yamaha  miał na metalowej ramie rozpięte struny, zaś dźwięk wydobywany był tradycyjną metodą uderzających w nie młotków. W jego przypadku elektryfikacja dotyczyła jedynie zastosowanych przystawek, wbudowanych w instrument na zasadach podobnych jak w przypadku gitar elektrycznych, które przetwarzały drgania strun. Każdy z elektronicznych lub elektrycznych instrumentów posiada swoje specyficzne i niepowtarzalne brzmienie, ale może być ono modyfikowane za pomocą włączenia odpowiednich regulatorów lub za pomocą programów komputerowych, które decydują nie tylko o sile, ale i o barwie poszczególnego dźwięku . Współczesne syntezatory mają w tym względzie wręcz nieograniczone możliwości, co niestety w pewnych przypadkach sprawia, że zaprogramowanie i obsługa tych urządzeń staje się tak skomplikowana, iż za konkretne modele sięgają jedynie specjaliści. Nic więc dziwnego, że opracowany wcześniej odpowiedni syntezatorowy dźwięk możliwy jest do odtworzenia przez muzyka w tym samym kształcie po identycznym ustawieniu odpowiednich potencjometrów, włączników, pokręteł  i przełączników, a zwłaszcza w generacjach starszych instrumentów. W latach siedemdziesiątych muzycy często korzystali z kilku instrumentów na raz, wybierając w stosownym momencie taki, który mógł wytworzyć właśnie to jedno a nie inne potrzebne brzmienie. Muzyk, dobrze znający możliwości swojego instrumentarium i swoje własne zdolności, w obecności audytorium nie rozpoczynał wtedy gorączkowych poszukiwań w sterownikach instrumentu, co w przypadku syntezatorów wczesnych generacji mogło dać podczas występu bardzo opłakane rezultaty.

Specem od tak zwanych keyboardów, jak w języku potocznym przyjęto nazywać instrumentarium sterowane klawiaturą, a co w dosłownym tłumaczeniu z języka angielskiego oznacza właśnie klawiaturę, był bez wątpienia Keith Emerson - lider tria Emerson, Lake & Palmer. Muzyk ten, o gruntownym wykształceniu muzycznym i dużym doświadczeniu estradowym używał syntezatorów z dystansem, bardzo dbając o utrzymanie jasnej linii melodycznej każdego utworu oraz wykonywał pamiętne „emersonowskie" popisy solowe. Posługiwał się również onegdaj tak skomplikowanymi urządzeniami jak polifoniczny syntezator Korg PS-3300, zawierający już 144 moduły, czyli samodzielne cząstki decydujące o jakości brzmienia.

To właśnie Keith Emerson jako pierwszy wprowadził do techniki gry na syntezatorze tzw. portamento, czyli ślizgające się zmiany wysokości dźwięku, realizowane zresztą z ogromną, wirtuozerską wręcz inwencją. Innym znanym muzykiem, którego prawie nie było widać spoza kilkupoziomowej baterii elektronicznych urządzeń był Rick Wakeman, keyboardman  zespołu Yes. Już w roku 1973 nagrał on solową propozycję, zatytułowaną „Sześć żon Henryka VIII", używając jedynie kilku instrumentów: fortepianu, klawesynu, elektrycznie preparowanego pianina, Melotronu. Organów Hammonda, syntezatora konstrukcji Mooga oraz perkusji i gitary. Nagranie całości było możliwe tylko dzięki wynalazkowi wielośladowego magnetofonu. Wspomniany wcześniej w instrumentarium Wakemana Melotron był maszyną, która za pomocą klawiszy uruchamiała taśmy magnetofonowe, na których z kolei zapisane były dźwięki autentycznych instrumentów smyczkowych lub dętych. Inaczej mówiąc, były to po prostu nagrania żywych muzyków, tyle, że w praktyce ich gra odtwarzana była zupełnie anonimowo. Swego czasu pozbawieni w ten sposób pracy w studio artyści zgłosili oficjalny protest przeciwko używaniu Melotronu, uwzględniony zresztą przez ich związek zawodowy.

Również Robert Fripp, w czasach jego współpracy z grupą King Crimson, zaprogramował Melotron jako urządzenie wspomagające brzmienia tradycyjnych instrumentów efektami burzy, wichru czy odgłosami trwającej bitwy, które znalazły się w niektórych utworach na płycie „Islands" (Wyspy). Fakt, że Melotron wypadł z obiegu jako kreator autentycznego brzmienia instrumentów smyczkowych spowodował szybkie zastąpienie go tak zwanym „staringiem", imitującym wiolonczelę, kontrabas, altówkę itp., czy nawet całe ich sekcje. Takim właśnie urządzeniem o wysokich parametrach użytkowych był w swoim czasie słynny ARP Omni.

W okresie późniejszym syntezatory produkowane seryjnie mają już fabrycznie zaprogramowane brzmienia-(np. Farfisa String Orchestra lub wspomniany wcześniej ARP Omni) oraz dźwięki, które mógł regulować już sam grający twórca. Do następców tej generacji należał ARP 2600, syntezator, który obsługiwał niezaprzeczalnie największy fachowiec w branży - Klaus Schulze. Istniały też instrumenty łączące wyżej wymienione cechy z takimi, jakie posiadał produkt firmy Yamaha o symbolu CS 80 Synthesizer, który miał 22 stałe barwy oraz możliwość dodawania do nich wielkiej jak na owe czasy ilości efektów. Wszystko to sprawiało, że obsługa elektronicznych urządzeń podczas trwania koncertów wymagała od muzyków ogromnej biegłości i skupienia, często pojawiały się zatem efekty przypadkowe, uniemożliwiające niemal zupełnie grę. Muzyk musiał przejść długi i żmudny, jednoosobowy trening, dokładnie poznać możliwości wykorzystywanego urządzenia, a co być może najważniejsze, zachować umiar w szafowaniu efektami, bowiem syntezator niejednokrotnie kusi swoimi niebagatelnymi możliwościami. Trzeba również pamiętać, że konstruktorzy w niektórych  typach ARP'a, Mooga czy Korga umieszczali jeszcze dodatkowe wejścia, pozwalające na podłączenia zewnętrznych sygnałów z taśmy magnetofonowej, perkusji, gitary lub innego syntezatora. Możliwości sprzętowe rosły wręcz w lawinowy sposób.

Człowiekiem, który oficjalnie przyznał, że „ jest pierwszym facetem mającym z tego biznesu parę drobnych" był były profesor łagodnego usposobienia - Robert A. Moog. W roku 1984 określało się liczbę znajdujących się w użyciu syntezatorów na około 5000 sztuk, z czego ponad 70% stanowiły syntezatory konstrukcji tego wynalazcy, nie dające się zaliczyć  do żadnej kategorii instrumentów muzycznych w owym czasie. Rozmiary i możliwości instrumentu konstruktor mógł rozbudowywać bez praktycznie żadnych ograniczeń. Typowy Mini-Moog miał przeciętną długość około jednego metra i 15-20-sto centymetrowy pulpit sterowniczy. Modele wykonane w postaci konsoli były budowy bardziej złożonej oraz były tak wielkie, że zajmowały całe ściany studia nagraniowego. Instrumentacji Mooga dokonywało się za pomocą zawiłej synchronizacji taśm magnetofonowych np. dźwięk wiolonczeli można było również otrzymać z  taśmy, na której nagrany był dźwięk skrzypiec. W bardziej złożonych w tym czasie modelach instrumentacja mogła przebiegać jednocześnie bez pomocy taśm z wcześniej nagranym materiałem.

Fabryka Mooga w Williamsville w stanie Nowy Jork wraz z wytwórnią organów w Chicago produkowały około 500 instrumentów w ciągu miesiąca, a sam konstruktor zapewniał, że już wkrótce będzie na świecie więcej jego instrumentów niż stacji benzynowych. Brzmiało to jak butne ogłoszenie reklamowe, lecz już niebawem miało się okazać, że jedynym praktycznym ograniczeniem produkcji syntezatorów była jedynie ograniczona liczba jego użytkowników.

Sam Robert A. Moog, wychowany w Bronx, przez większość swojego życia zafascynowany był muzyką i elektroniką. Tuż po ukończeniu szkoły średniej wstąpił na uniwersytet Columbia, gdzie w roku 1957 otrzymał tytuł inżyniera a następnie, po otrzymaniu stypendium, rozpoczął dalsze studia na Uniwersytecie Cornwell. Jednak w roku 1960 skończyło się stypendium a żona spodziewała się rychłego rozwiązania. Moog, zmuszony ciężką sytuacją finansową, zaprojektował wówczas swój pierwszy zestaw instrumentalny, pracując w małym, trzypokojowym  pomieszczeniu.  W ciągu jednego roku sprzedaje wyprodukowany przez siebie sprzęt równowartości 50 tysięcy dolarów.

Wydające przeraźliwe dźwięki  urządzenie o nazwie „Teremin" zbudował Moog jeszcze w czasach nauki szkolnej. Miał on kształt pudełka, w którego wnętrzu znajdowały się dwa obwody elektryczne. Ruch ręką  w pobliżu tych właśnie obwodów powodował powstawanie i zmianę częstotliwości dźwięku Teremin, jako  instrument nie rozpowszechnił się, gdyż tylko niewielu ludzi potrafiło na nim dobrze grać. W okresie swoich pierwszych sukcesów Moog rozpoczął ścisłą współpracę z muzykami, którzy pragnęli wyzwolić się z ograniczeń narzucanych im przez instrumenty konwencjonalne. W wyniku tej współpracy powstawało wiele urządzeń wcielonych później jako części składowe syntezatorów.

Zastosowanie muzyki elektronicznej do kreowania nowych brzmień jak i elektroniki w muzyce nie było oczywiście li tylko modą czy wymogiem nowych czasów czy warunkiem, decydującym o jej nowoczesnej formie. Stosowane w elektronicznym instrumentarium wzmocnienia wydają się nam niekiedy tak normalne, że brzmienie zelektryfikowanego fortepianu jest dla nas czymś naturalnym i  czymś, z czym zdążyliśmy się osłuchać. A przecież  poznaliśmy je w przebogatym muzycznym świecie dopiero wtedy, kiedy Ray Charles nagrał utwór „What'd I Say". Gumowe młotki w jego instrumencie nadal uderzały w przymocowane do ramy metalowe pręty, innowacją zaś był sposób przetwarzania drgań prętów w elektryczne impulsy oraz ich ewentualnego preparowania. Eksperymenty z tego typu instrumentami prowadziły głównie firmy Fender i Rhodes, przy czym sprzęt tej ostatniej wydawał się mieć bardziej miękki i nośniejszy dźwięk Używali go muzycy tej klasy co Hancock, Zawinul czy amerykański pianista jazzowy Chick Corea, który nagrał znakomity album zatytułowany „My Spanish Heart" (Moje hiszpańskie serce), gdzie w kilku utworach, m.innymi w „Love Castle"  (Pałac miłości), posłużył się  zelektryfikowanym fortepianem, syntezatorem imitującym sekcję dętą a w improwizacjach Mini - Moogiem  w swej oryginalnej, przypuszczalnie pierwszej wersji, co w rezultacie dało muzykę zdumiewająco barwną, klarowną i bogatą melodycznie. Przy okazji pojawia się więc pytanie: - Kto jako pierwszy zaczął wprowadzać elektryczne instrumentarium na estradę? Powszechny pogląd na to zagadnienie wskazuje na muzyków parających się rockiem, lecz w istocie prawdziwymi prekursorami byli jazzmani. To właśnie Jimmy Smith wylansował instrument Hammonda zaś Harbie Hancock i Gleen Miller syntezator Mooga. Będąca czystą syntezą jego wersja „Księżycowej serenady" do złudzenia przypomina oryginalne nagranie orkiestry. Już w roku 1964 pianista jazzowy Paul Bley wraz z Annette Peacock uczynili pierwsze próby wprowadzenia muzyki elektronicznej do jazzu. W 1969 roku ponowił próbę, gdy dla wytwórni Milestone nagrał płytę „For Synthesizer" . Ten album także nie wzbudził zainteresowania, bowiem Bley traktował na nim syntezator jak zabawkę, nie zaś pełnoprawny instrument muzyczny. Trochę trudno się temu dziwić, bowiem pogodzenie muzyki synkopowanej, opartej na bardzo bogatym brzmieniowo instrumentarium oraz improwizacji i fellingu z inną, której warsztat stanowi nieograniczone kanonami tworzywo, jest niezwykle trudne. Bodaj najbardziej adekwatnym przykładem na poparcie tej tezy może być w tym przypadku jazzowy big-band Sun Ra Orchestra, którego lider, grający przeważnie na Mini-Moogu, jako jeden z niewielu jazzmanów potrafił nadać grze na syntezatorze takiej głębi i ekspresyjności. W bardzo podobny sposób czyniła to Alice Coltrane na swojej płycie „World Galaxy". Na osobną wzmiankę zasługuje również niewątpliwie Richard Teitelbaum, członek słynnej i znakomitej Musice Electronica Viva. Uczestniczył on w sesjach nagraniowych tak słynnych jazzmanów jak Roscoe Mitchell, Karl Berger, Jimmy Garrison, Dave Holland, Steve Lacy czy wreszcie Clifford Thornton. Nagrania, dokonane przez niego wspólnie z Antony Braxtonem i wydane na płycie zatytułowanej „Time Zones", zasługują do dnia dzisiejszego na najwyższe światowe uznanie i zainteresowanie miłośników muzyki elektronicznej. W tej całkowicie improwizowanej muzyce podziw wzbudza zwłaszcza zrozumienie, telepatyczna wręcz łączność pomiędzy muzykami i ogromnie nowatorski charakter tego rodzaju muzycznych poszukiwań. Inni jazzmani, mistrzowie klawiatury tacy jak Joe Zawinul, Herbie Hancock, George Duke czy Jan Hammer - (autor fenomenalnej płyty „First Seven Days" - Pierwsze siedem dni stworzenia), traktują muzykę elektroniczną jako jeden z wielu innych komponentów jazzowego warsztatu kompozytorskiego a jednocześnie podkreślają jego rolę w tworzeniu poszczególnych kompozycji.  Ostatecznym potwierdzeniem tego twierdzenia niech będą chociażby dokonania znakomitego, choć niemal nieznanego w Polsce, kanadyjskiego duetu quazzi-jazzowego „Current Figures".

Jednak z biegiem czasu, gdy instrumentarium elektroniczne stawało się coraz bardziej bogate, pojawiła się groźba minimalizacji roli kompozytora - muzyka. Pesymiści twierdzili coraz częściej, że doskonały sprzęt wspomagany komputerami a nie talent człowieka rządzi współczesnym odłamem rockowej muzyki elektronicznej, że ten właśnie rodzaj muzyki w swojej klinicznej formie jest tylko pospolitym „chwytem pod publiczkę". Grupy i soliści zaczęli prześcigać się w efektach akustyczno - wizualnych, wręcz graniczących z happeningiem, które faktycznie miały coraz mniej wspólnego z tzw. prawdziwą muzyką. Pewni swojej nieomylności krytycy muzyczni zdawali się jednak zapominać, że ze swej natury el-muzyka, pozostaje oazą kontemplacji i wyobraźni oraz, pomimo jej iluzorycznej ekspresji jest kierowana do bardziej wyciszonego odbiorcy. Najpełniej dociera ona bowiem do słuchacza nie podczas koncertów lecz w zaciszy domowego stereo (osobiście oglądając w 1983 roku kilka koncertów grupy Tangerine Dream w Polsce miałem okazję obserwować wielu słuchaczy rezygnujących z oglądania spektakli, aby po prosu przymykając oczy odbierać jedynie samą muzykę w postaci wyizolowanej, własnej oazy nastroju).

Powróćmy jednak do technologii, aby prześledzić jeszcze kilka przykładów działania historycznego już dzisiaj, elektronicznego instrumentarium.

Dokonując podziału na grupy możemy rozróżnić syntezatory jednogłosowe (monophonic), pseudopolifoniczne i polifoniczne, czyli wielogłosowe. Rozpatrując syntezatory pod względem technologicznym: analogowe i cyfrowe (digital), które rozpowszechniły się już na początku lat 80-tych, przy czym należy pamiętać o podgrupie, w której znajdują się syntezatory analogowe sterowane urządzeniami cyfrowymi. Istnieje jeszcze inny podział, wynikający z ich przeznaczenia na syntezatory klawiszowe, gitarowe, perkusyjne, stroikowe itd.. Syntezatory monofoniczne były zazwyczaj elektronicznymi instrumentami analogowymi a tworzone w nich przebiegi sterujące miały charakter analogiczny do sygnałów dźwiękowych.

Instrumenty te wytwarzały tylko jeden zespół kontrolowanych napięć, które służyły do kształtowania pojedynczego dźwięku (głosu), wywoływanego w danym momencie. Tego typu instrumenty produkowane były zazwyczaj w dwóch podstawowych grupach. Do pierwszej należały syntezatory, w których grający miał pełną kontrolę nad kształtem wytwarzanego dźwięku, do drugiej zaś grupy instrumenty, w których producenci kodowali na stałe podstawowe głosy i brzmienia, przez co kontrola grającego ograniczała się do wyboru odpowiadającej mu charakterystyki dźwięku. W instrumentach zaliczanych do pierwszej grupy sygnał wytwarzany i kształtowany był pod kontrolą grającego w integralnie sprzężonym ze sobą zespole generatorów, filtrów i wzmacniaczy sterowanych napięciem. Tego typu sprzęt przydatny był najbardziej podczas pracy w studio, gdzie szybkie zmiany brzmienia nie były konieczne, chociaż było powszechnie przyjęte, że instrumentaliści dysponujący kilkoma syntezatorami stosowali je również na scenie, traktując jako instrumenty uzupełniające bądź solowe. Do grupy tej należały między innymi Mini-Moog, ARP Odyssey, Yamaha CS-30, Roland SH-2 oraz Circuit Sequential Pro-One. Istniały również syntezatory jednogłosowe w pełni poddające się kontroli grającego, w których w znacznym stopniu rozbudowano zespoły filtrów i generatorów, łączonych między sobą  skomplikowanymi systemami sznurowymi tzw. kabli krosujących, co z jednej strony wymagało od obsługującego sporej wprawy i poświęcenia większej ilości czasu, z drugiej czyniło te urządzenia instrumentami o niebywałej jak na owe czasy brzmieniowej wszechstronności. Typowe instrumenty studyjne, takie jak Moog S-55, ARP 2500, Roland 100 M. i inne, konstruowane były z wymiennych paneli (modułów) i wyposażane zazwyczaj w sekwencer analogowy. Producenci zaś, zapewne w trosce o wygodę muzyków, opracowywali całą serię urządzeń wstępnie programowanych (Pre-set), których głównym zadaniem było możliwie jak najwierniejsze imitowanie istniejących już brzmień, przy czym grający muzyk miał bardzo ograniczony wpływ na ich dalsze kształtowanie. W tych instrumentach wykorzystywano standardowy układ generatorów, filtrów i wzmacniaczy, chociaż wygląd zewnętrzny tych urządzeń mógł sugerować coś zupełnie odmiennego. Do tej grupy syntezatorów monofonicznych wstępnie programowanych należały między innymi  Korg Sigma i Kawai 100 P. Istniały również syntezatory łączące podstawowe cechy i zalety powyżej omówionych instrumentów jednogłosowych, pozwalające grającemu na pełne kształtowanie wytwarzanego sygnału, który można było zapisać w cyfrowej pamięci instrumentu, a następnie odtworzyć w dowolnie wybranym momencie. Oznacza to, że grający mógł sobie przygotować z góry pożądane brzmienia (auto pre-set), z których w razie potrzeby mógł również korzystać w czasie gry. Przykładami takich właśnie instrumentów są Roland Promars i Oberheim OB-1A. Instrumenty polifoniczne, lub raczej pseudo polifoniczne należą do grupy, na której można było realizować dźwięki składające się z kilku nut na raz. Istniały syntezatory zarówno dwugłosowe  (duo-phonic), do których można zaliczyć np.Yamaha CS 40 M. jak i instrumenty cztero-, sześcio-, ośmio-, dziesięcio- i szesnastogłosowe, przy czym znane są również przykłady urządzeń o nieparzystej ilości głosów. W przeważającej większości tego typu instrumentów grający mógł dowolnie regulować barwę emitowanego dźwięku, ale barwa ta była wspólna dla wszystkich wytwarzanych w tym momencie głosów. Tak, jak w przypadku instrumentów monofonicznych, tak i w tym  wypadku produkowane były  urządzenia w pełni regulowane i instrumenty wstępnie programowane przez wytwórcę oraz łączące funkcje obu tych typów, co pozwalało zarówno na tworzenie nowych barw i dźwięków, jak i odtwarzanie brzmień charakterystycznych dla innych konstrukcji polifonicznych. Najpopularniejsze w tej kategorii były produkowane od 1977 roku syntezatory Prophet-5 firmy Sequential Circuits. Ich zmodyfikowana wersja Prophet 10 spełniała wszystkie ówczesne, nawet te najbardziej wyszukane wymagania, jakie muzyk mógł postawić wobec syntezatora polifonicznego. W ofercie rynkowej lat siedemdziesiątych znajdował się również wstępnie programowany, polifoniczny zestaw Casiotone, na którym uzyskiwani brzmienia proste z uwypuklonym atakiem przypominającym brzmienie fortepianu jak i brzmienia złożone wielogłosowe, przypominające organy. Syntezatory w pełni polifoniczne w swych niektórych modelach przypominały organy elektroniczne, składające się z jednego lub dwóch zespołów generatorów wytwarzających drgania odpowiadające dowolnej wysokości dźwięku. W tym przypadku najbardziej trafnym przykładem może być Korg PS, który posiadał dwa zespoły po dwanaście generatorów, wystrojonych na najwyższą oktawę, z których przy odpowiedniej zmianie napięcia sterującego uzyskiwano dźwięki z pozostałych oktaw niższych. Większość syntezatorów w pełni polifonicznych posiadała zdublowane zespoły generatorów wytwarzających drgania podstawowe, które mogły z kolei być kształtowane w sposób od siebie niezależny, co pozwalało na uzyskiwanie brzmień bardzo zbliżonych do akustycznego pierwowzoru.

Firma Mooga, konstruując swój pierwszy w pełni polifoniczny syntezator pod nazwą Polymoog, jak pierwsza w historii sięgnęła po układy scalone, które przejęły funkcje jakie dotychczas pełniły filtry i urządzenia przekształcające wstępnie każdy, syntetycznie wytworzony dźwięk Takie rozwiązanie spowodowało, że naciśnięcie klawiszy włączało w obwód odpowiedni układ scalony, nadający drganiom pewien określony zespół cech, a poza tym ukształtowane w ten sposób drgania były ze sobą zmiksowane by w końcu trafić do zespołu regulowanych filtrów i wzmacniaczy. Mogły one przy tym trwać przez dowolny czas a także podlegać dalszym przetworzeniom. Niebagatelne znaczenie miał a również możliwość powielania owych scalonych układów w milionach egzemplarzy, co zasadniczo wpłynęło na  koszty produkcji, a więc i na cenę detaliczną pojedynczego instrumentu.

Pojawienie się techniki komputerowej oraz technologii wirtualnych zróżnicowało instrumenty bazujące na nich na dwa zasadnicze typy. Jedne, wytwarzające pożądane przebiegi napięć w oparciu o kod cyfrowy i drugie, z kolei wykorzystujące komputery do tworzenia różnych sygnałów prostych, z których dopiero budowany jest wymagany sygnał złożony, sterujący kolejnymi urządzeniami.. Oba systemy stosowane były dość powszechnie do sterowania różnorakich instrumentów polifonicznych, chociaż bardzo wiele zastrzeżeń budziły urządzenia peryferyjne -(software), pozwalające na nieograniczone sterowanie komputerowymi funkcjami. Dziś specjalne muzyczne programy mieszczą w sobie miliony takich brzmień.

Typowy system komputerowy wykorzystywany do sterowania syntezatorem lub zespołem elektronicznych instrumentów składa się ze specjalnej klawiatury, sprzężonej z urządzeniem kodującym w systemie cyfrowym, kolejnej klawiatury na ekranie komputera, Kilku lub kilkunastu ścieżek zapisu na zasadzie wielośladowego magnetofonu, monitora odczytu i jednego z kilku systemów magazynowania danych - (najczęściej rolę tę pełnią dyskietki, twardy dysk lub nagrywarka Compact Disc. Przykładowymi klawiaturami sprzężonymi z komputerem mogą być między innymi CMI Fairlight, Sinclavier i Crumar GDS.

Z historycznego punktu widzenia zasada syntezy dźwięków, wypracowana w latach 1962 - 1963 przez Roberta A. Mooga, wykorzystywała elektroniczną technikę analogową. W urządzeniach służących do transmisji, zapisu czy też odtwarzania dźwięków drganiom akustycznym, czyli właśnie dźwiękom, ściśle odpowiadały drgania elektryczne. W syntezie analogowej bowiem pożądane dźwięki tworzyło się poprzez odpowiednie kształtowanie drgań elektrycznych. W technice cyfrowej wielkości fizyczne nie są wartościami napięć czy prądów, ale liczbami zakodowanymi przy pomocy wielu prostych impulsów elektrycznych. Stosuje się ją tam, gdzie zachodzi potrzeba zapamiętywania i przetwarzania dużych ilości informacji, a więc przede wszystkim w komputerach. Syntezator analogowy wytwarzał bardziej ciepłą barwę tonu, ale jak już wspominałem, mógł brzmieć na bardzo wiele sposobów. Prawdziwe kłopoty zaczynały się z chwilą łączenia różnych dźwięków w jedną spójną całość i tutaj przyszła z pomocą muzykom technika cyfrowa. Muzyk, zagubiony w gąszczu pokręteł i kabli rozbudowanego syntezatora analogowego, korzystał z pomocy komputera, który po odpowiednim zaprogramowaniu sam dokonywał potrzebnych korekt, mogąc jednocześnie samodzielnie dokonywać syntezy dźwięku, a więc syntezy cyfrowej. Rozwój techniki zapisu cyfrowego, a w szczególności skonstruowanie mikroprocesora, centralnej części prostego komputera w postaci jednego układu scalonego, dał w konsekwencji możliwość zminiaturyzowanym układem cyfrowym. W bardzo krótkim czasie przystosowano go także do pełnienia ściśle określonych funkcji, przez co większość syntezatorów produkowanych w latach osiemdziesiątych wykorzystywała obie techniki - analogową i cyfrową. Synteza dźwięku była w nich dokonywana według analogowej receptury Mooga, a układy cyfrowe pełniły funkcję automatycznego sterowania tą syntezą. Przykładowym urządzeniem, w którym zastosowano pamięć cyfrową do zapisu informacji, był sequencer. Pracując w połączeniu z syntezatorem „zapamiętywał" pewną ilość kolejnych dźwięków wraz z ich czasem trwania, aby je następnie dowolnie przetwarzać w równie dowolnym, wybranym przez grającego tempie. Brzmienie, użyte przy odtwarzaniu zapamiętanej kompozycji zależało tylko od syntezatora i mogło być wielokrotnie zmieniane. W klasycznych syntezatorach brzmienia zaprogramowywano mozolnie przy pomocy wieli przełączników i potencjometrów oraz można go było używać tak długo, dopóki nie zaszła potrzeba jego zmiany - po niej jednak powrót do jednego z wcześniej opracowanych brzmień bywał nader pracochłonny, nawet wówczas, jeżeli muzyk zanotował sobie uprzednio położenia poszczególnych regulatorów dźwięku. Technika cyfrowa umożliwiła automatyczną notację tych położeń w pamięci instrumentu. Raz zapamiętane brzmienie było zawsze przywoływane za pojedynczym naciśnięciem odpowiedniego przycisku, a pamięć ta była podtrzymywana nawet po odłączeniu syntezatora z sieci. Za pomocą cyfrowej technologii bardzo udoskonalono inne samodzielne urządzenia, takie jak np. automatyczny generator rytmów, mający zaprogramowany fabrycznie szereg różnych rytmów do wyboru, każdy z nich budowany samoczynnie przy użyciu kilku różnych dźwięków syntetycznych, naśladujących brzmienia instrumentów perkusyjnych, które powstawały w części analogowej.

Firma Casio zaproponowała w latach 80-tych model syntezatora Casiotone 701, szczególnie przydatnego amatorom i solistom, o cechach wspólnych z instrumentami typu pre-set. Użytkownik miał w nim do wyboru dwadzieścia na stałe zaprogramowanych przez producenta brzmień, nie najwyższej wprawdzie jakości, ale wbudowany sequencer pozwalał na zaprogramowanie przez grającego kompozycji wielogłosowej, którą ten instrument mógł w całości odtworzyć sam lub też włączyć kolejne, świecące diody nad klawiszami - dźwięki wydobywał  z instrumentu wówczas sam grający. Jeżeli zaprogramowana kompozycja obejmowała mniej niż osiem głosów, to pozostałe z tej liczby można było wykorzystać do bieżącej gry na klawiaturze jednocześnie z  automatycznym odtwarzaniem zapamiętanej sekwencji. Taki rodzaj programowania był łatwy nawet dla początkujących. Osobno wprowadzano dźwięk i jego wartości rytmiczne, również programowanie linii melodycznej było oddzielone od programowania akompaniamentu, co dawało możliwość korzystania z automatycznych akordów, przy czym np. akordy durowe można było grać nawet jednym palcem. Całość kompozycji można było wpisać do sequencera za pomocą specjalnego zapisu nutowego, zbudowanego na zasadzie kodu kreskowego. Wprowadzenie go do pamięci odbywało się za pomocą tzw. „świetlnego pióra" połączonego z instrumentem a przesuwającego się po kodzie. Firma Casio dostarczała użytkownikom całe zestawy w ten sposób zapisanych utworów. Casiotone 701 posiadał też generator szesnastu rytmów, wykorzystujący siedem syntetycznych instrumentów. Dowolnie włączony rytm podczas odtwarzania muzyki z sequencera powodował jego automatyczne zsynchronizowanie w czasie z innymi, wcześniej przez muzyka zaprogramowanymi rytmami. Yamaha CS 70 M. zapamiętywała natomiast już trzydzieści dowolnie zaprogramowanych brzmień. Liczbę tą łatwo było rozszerzyć, ponieważ dane z pamięci automatycznie przepisywano na wąską kartę magnetyczną, którą wkładało się w szczelinę pod klawiaturą. Ze zbioru takich kart powstawała stopniowo własna biblioteka brzmień. Był to poza tym syntezator sześciogłosowy, stereofoniczny, dla każdego klawisza odrębny w kanałach lewym i prawym, co pozwalało znacznie wzbogacić efekty przestrzenne. Klawiatura była dynamiczna - czuła na siłę uderzenia jak i na nacisk, z  jakim muzyk przytrzymywał wciśnięty wcześniej klawisz. Była to cenna zaleta, jako że nacisk ten można było zmieniać nieustannie podczas trwania dźwięku oraz oddziaływać na wybrane jego cechy. Instrument posiadał cztery sequencery, programowane w tzw. czasie rzeczywistym, w którym długości pauz i dźwięków zostawały zapamiętane tak jak zagrano je na klawiaturze, a więc podczas procesu „nagrywania" kompozycji. Cena rynkowa Casiotone wynosiła poniżej tysiąca dolarów, Yamahy - około pięciu tysięcy. Te instrumenty w przyszłości zastąpiły syntezatory całkowicie cyfrowe, produkowane seryjnie a wyposażone w Bender - moduł zmiany wysokości dźwięku nawet o całą oktawę wyżej lub niżej. Oparte na cyfrowej syntezie dźwięku urządzenia wykorzystywały operacje na szeregach liczb, lecz aby dźwięki, powstałe w wyniku tej syntezy były słyszalne, muszą w jej ostatniej fazie (tj. przed podaniem do wzmacniacza), zostać zamienione w postać analogową, czyli na drgania elektryczne. Możliwości brzmieniowe syntezy analogowej  były jednak poważnie ograniczone. Umożliwiała ona kształtowanie cech dźwięków w bardzo szerokim zakresie, znacznie szerszym niż w przypadku instrumentów akustycznych, jednakże kształtowanie to odbywało się według  prostych funkcji matematycznych. Wiele zatem spośród elektronicznych dźwięków dzięki temu nas urzeka i fascynuje, ale nawet te najciekawsze przy ciągłym ich wykorzystywaniu zaczynają nużyć. Dlatego sami muzycy unikają raz użytych brzmień lub też  znacznie je ograniczają. W technice analogowej budowało się wprawdzie specjalne urządzenia „ożywiające" dźwięk, takie jak Chorus czy Flanger, ale są to tylko półśrodki. Naprawdę bogate brzmienia pozwala tworzyć dopiero synteza cyfrowa.

Największą sławą wśród syntezatorów cyfrowych lat osiemdziesiątych zyskał sobie Fairlight CMI, składający się z jednej lub dwóch klawiatur muzycznych o sześciu oktawach, monitora ekranowego, klawiatury alfanumerycznej, podobnej do stosowanych  powszechnie w maszynach do pisania, oraz komputera właściwego czyli procesora z pamięcią wielkości średniego zestawu wieżowego Hi-Fi. Instrument ten posiadał również programator dźwięku, uruchamiany poprzez wprowadzanie za pomocą klawiatury alfanumerycznej szeregu instrukcji słownych i liczbowych. W sposób bardzo znaczący zadanie to upraszczały wyświetlane na ekranie monitora „karty", na których programista wpisywał odpowiadające mu parametry dźwięków Posługując się specjalnym piórem można było na ekranie wykreślać parametry każdego dźwięku w postaci wykresów, przy czym np. krzywa odzwierciedlała głośność pojedynczego tonu podczas jego trwania. Zaprogramowane w ten sposób dźwięki warto było także wydobywać z klawiatury z możliwością dodatkowego wpływania na cechu dźwięków na bieżąco podczas gry np. za pomocą pedału. Klawiatura była również czuła na siłę, z jaką grający na nią oddziaływał. Zaprogramowane brzmienia można było przenieść z ograniczonej pamięci komputera na wymienny nośnik informacji - (dysk magnetyczny) i z czasem uzyskać potrzebną bibliotekę brzmień. To samo tyczyło się sequencera, gdzie na jednym dysku zapisywano w czasie rzeczywistym do trzydziestu minut kompozycji, przy czym zapamiętywane zostawały nie tylko nuty i ich długości ale i informacje o sile uderzenia w poszczególne klawisze. Sequencer Fairlighta mógł być również wykorzystywany jako wielośladowy magnetofon, na którym można było nakładać kolejne kompozycje jednogłosowe. CMI pozwalał tworzyć dźwięki i dokładnie kopiował ich barwy z instrumentów akustycznych. Wprowadzony do komputera dźwięk poprzez mikrofon lub z taśmy magnetofonowej np. skrzypiec, był kopiowany przez proces zwany próbkowaniem. Cechy niezbędne do jego odtworzenia -(mowa o cechach samego dźwięku), zostawały zapisane w pamięci i korzystając z klawiatury CMI można było dowolnie z nich korzystać, przy czym dźwięk stanowił dopiero materiał do dalszych modyfikacji. Specjalny język programowania pozwalał na wpisywanie całej partytury do pamięci instrumentu.

O ile korzystanie z opisanych przeze mnie dotychczas instrumentów wymagało opanowania techniki pianistycznej, to np. komputerowa perkusja LINN LM-1 produkowana w Stanach Zjednoczonych, pozwalała realizować podkłady rytmiczne nawet zupełnym laikom - perkusistom. Rytmy budowało dwanaście instrumentów syntetycznych o dużej wierności brzmieniowej, o wiele lepszej niż analogowe generatory rytmów. W pamięci LINN zapisywano cyfrowo dźwięki autentycznych instrumentów perkusyjnych. Zapis ten wykonywany był fabrycznie w wyniku procesu próbkowania podobnego jak w przypadku CMI, jednak z możliwością dowolnego regulowania wysokości, głośności i rozmieszczenia stereofonicznego każdego z zapisanych w pamięci dźwięków perkusyjnych. Programowanie rytmów polegało na dowolnym rozmieszczeniu poszczególnych rytmów w czasie. Możliwe były także tzw. nakładki warstw rytmicznych, jak i poprawianie drobnych błędów popełnionych przez programistę, które były w większości korygowane automatycznie. Pamięć instrumentu mieściła sto różnych rytmów i z łatwością można było zaprogramować odtwarzanie wybranej ich sekwencji. Z pamięci przepisywano rytm na magnetofon kasetowy w postaci cyfrowej. Cały, tak doskonały instrument, kosztował jednak niebagatelną sumę trzech tysięcy dolarów.

Jednak technologia nie stała w miejscu i już przed paroma laty niektórzy producenci sprzętu komputerowego zaczęli oferować zestawy domowych mikrokomputerów muzycznych. Taki mikrokomputer osobisty (np. APPLE 3) wraz z przystawką i specjalnym oprogramowaniem, za sumę około 3330 dolarów, umiał zapisać w pamięci wielogłosową kompozycję z jednoczesnym wyświetlaniem zapisu nutowego na ekranie a następnie stereofonicznie ją odtworzyć, używając do tego celu fabrycznie zaprogramowanych brzmień, naśladujących instrumentarium akustyczne, lub zaprogramowanych samodzielnie. Wpisywanie kompozycji i programowanie dźwięków odbywało się wyłącznie za pomocą  klawiatury alfanumerycznej komputera. Z płyt realizowanych za pomocą takiej syntezy cyfrowej wymienić tu należy przede wszystkim  album Klausa Schulze „Dig It" (Cyfra) oraz płytę „Logic" japońskiego tria Logic System.

Stopniowo rozszerzano komputerowe technologie kreacji, obróbki i zapisu dźwięku. Dzisiaj Hard Disc Recording, zapisujące w technice cyfrowej samplery, sequencery, miksery i procesory na bazie komputerów IBM lub Macintosh z wyspecjalizowanym oprogramowaniem to świat ogromnych i fascynujących możliwości. Domowe, a przy tym w pełni profesjonalne studio nagrań, było jeszcze do niedawna jedynie marzeniem większości muzyków. Dzięki sprzężeniu komputerów z dźwiękiem  uzyskano nowy wymiar muzycznej kreacji - multimedia. Powszechna dostępność interfejsów MIDI i CD-Romów z programami muzycznymi (z barwami chociażby PROTEUSA) na komputery w/w klas, nowe, rewelacyjne konstrukcje syntezatorów, np.: Kurzweil K 2500, PC 88-MX, Korg Poliphonic Soloist, Alesis QS 6 lub Technics WSA 1 daje możliwości obróbki materiału dźwiękowego, o jakiej mogli jedynie pomarzyć właściciele Atari czy Amigi. Mnogość specjalistycznego oprogramowania, łatwość obsługi, łączenie sygnału analogowego z cyfrowym i zapis z jakością Compact Disc dopełnia reszty. I co być może najważniejsze, średniej klasy zestaw do profesjonalnego Home Studio zamyka się w kwocie około trzech i pół tysiąca złotych!

Zmieniły się również i instrumenty. Nowe serie keyboardów CD (np. włoskiej firmy Generalmusic), mają już sześćdziesiąt jeden klawiszy czułych dynamicznie, 128 barw PCM, trzydziestodwugłosową polifonię, 64 style, 64 wariacje, 32 style CD, osiem zestawów perkusyjnych, cyfrowe procesory efektów, trzynaście padów z multifunkcjami, miksery do niezależnej regulacji głośności dla każdej sekcji, sequencery z trzema ścieżkami o pojemności dziesięciu tysięcy nut każdy! Każdy model posiada wzmacniacz, wejście i wyjście stereofoniczne, Display 2x16 znaków oraz wbudowaną stację dysków i cały ten zestaw wykonany jest w zaledwie ośmiokilogramowej obudowie. Nowe miksery, np. Roland VS-880, Spirit 8, Tascam Electronic itp., są w ten sposób skonstruowane aby użytkownik mógł je obsłużyć z dziecinną wręcz łatwością, jednocześnie pozwalając na niemal nieograniczoną ekspresję, zwłaszcza zaś w zakresie muzyki popularnej.

Poparta naukowymi dociekaniami ewolucja parametrów urządzeń do tworzenia „muzyki mechanicznej" to bez wątpienia współczesny fenomen wzbogacający kompozytorskie tworzywo, z którego wynikają wyraźnie zaznaczające się wpływy stylowotwórcze. Światowy rynek instrumentów muzycznych to „nieokiełznana burza kolorów" - o jej istnieniu decyduje moda i ścisłe reguły ekonomiczne. Dokonania muzyczne artystów renomowanych, prawie w każdym przypadku uzupełniane wykazami wykorzystywanego sprzętu i instrumentarium, kierują gustami słuchaczy i potencjalnych nabywców. Mnogość grających zabawek i profesjonalnych klawiatur, od których dosłownie uginają się sklepowe półki, jednocześnie multimedialne programy i podzespoły oraz konkurencja produkujących je firm nie zawsze prawidłowo wpływają na inwencję i profesjonalizm muzyków. Wielu najsłynniejszych artystów z doskonałym skutkiem korzysta z elektronicznych instrumentów sprzed dwudziestu lat, pozostając wiernymi modułowym modelom i konstrukcjom Mooga. W tym świecie wszak nie ma żadnych reguł.

Urządzenia, o których pisałem, w porównaniu do tak wspaniałych osiągnięć technologii jak np. Sound Canvas czy nowych modeli panelowych z serii DX Rolanda, są już dzisiaj zaliczane do grona syntezatorów klasycznych, lecz bez ich wynalezienia nie było by postępu w elektronice XX stulecia, a w konsekwencji nie skonstruowano by i tych najnowszych modeli. W tym krótkim rozdziale pragnąłem przynajmniej fragmentarycznie, za pomocą konkretnych przykładów uzmysłowić zasady działania syntezatorów, ich możliwości w procesie dynamizacji i komponowania utworu muzycznego, wreszcie pomocy, której te instrumenty użyczały muzykom w procesach kompozycyjnych i w warstwie wzbogacania warsztatu oraz linii melodycznej na przestrzeni lat. Postęp w tej dziedzinie wyznaczały ramy kolejnych odkryć takich pionierów elektroniki jak Robert A.Moog i inni jemu podobni inżynierowie dźwięku jak również potrzeby coraz szerszego grona muzyków, znużonych sztywnymi kanonami narzucanymi przez instrumenty akustyczne czy tradycyjne i pragnących znacznie wzbogacić swoje instrumentarium o nowe urządzenia, poszerzające w znacznym stopniu inwencję i kompozycyjne możliwości twórców gatunku, określanego dziś rockiem elektronicznym.

Granice dalszego postępu w tej dziedzinie elektroniki jak i w budowie syntezatorów wyznaczy, moim zdaniem, nie tyle technologia, co właśnie twórcze możliwości naszej muzycznej wyobraźni, od której zależeć będzie ostateczny wynik pracy. Komputer czy syntezator pozostanie bowiem zawsze tylko mniej lub bardziej sprawnym narzędziem w rękach człowieka.





Piotr Paschke

« powrót