Tangerine Dream
Dream Mixes 4
Częstotliwość ukazywania się płyt zespołu Tangerine Dream mogłaby niejednego słuchacza przyprawić o zawrót głowy. Podobno o gustach się nie dyskutuje, zespół wydaje swoim własnym tempem kilka albumów rocznie, są wśród nich albumy różne od soundtracków, poprzez nowy studyjny materiał, nie brakuje też koncertów a także wydawanych "legalnie" bootlegow oraz tzw nowych wersji starszych kompozycji.
Ostatnia taka płyta z miksami jaka wpadła w moje ręce nosi już numerek 4 płytka to "Dream Mixes 4" i chociaż nie przepadam za łomotem - nie jest aż tak źle, rodzinna płytka pozostawia całkiem mile wrażenia słuchowe.
Początek albumu "Losing the Perspective" to klimatyczne intro, słychać głosy, utwór znakomicie rozpoczyna "Mixy", drugi utwór rozpoczynają drapieżne dzwięki, zaczyna się przedostawać na plan pierwszy beat który już do końca będzie towarzyszył albumowi, w "World of the Day" zaznacza też swą obecność gitara elektryczna, kolejny track to " Perplex Parts" i tutaj już wyrażnie słychać dlaczego "mixy" zyskały taką popularność, beat jest prostu nie monotonny, coś się dzieje w tych utworach nie mamy tu do czynienia z typowa produkcją dance'owa, Edgar i Jerome doskonale wykorzystują doświadczenie zebrane podczas realizacji poprzednich albumów z serii, wiedzą co robią gdyż przerabiając swoje własne kompozycje, puszczają oczko do wiernych fanów.
W "Messenger" można odkryć echa płyty "Cyclone", "Rebound03" to powrót do wspaniałego "Ricochetu", "Floating Higher" przypomina nam o "Risky Business", każdy kolejny przynosi zaskoczenie i swoista zabawę w zgadywanki.
Kolejne utwory to retrospekcja jakże znakomitych albumów: "Exit", "Tangam" "Force Majeure" podana w nowy świeży odkrywczy sposób, dobrze się stało iż album ujrzał światło dzienne, gdyż młodsze pokolenie i starsze może odkryć na nowa muzykę Tangerine Dream, album może się podobać, starszym słuchaczom nie trzeba przedstawiać zespołu i jego dokonań na przestrzeni ponad 30 lat... Minusem może być fakt iż czasami zbyt nachalny beat może być przez ok. 69 minut troszkę nużący ale warto się zagłębić się w otaczające dźwięki, wtedy album zyskuje zupełnie nowy wymiar.
"Mixy" mogą pogodzić ortodoksów z młodym słuchaczem, który dopiero odkrywa magie Mandarynek. Czy to się udało..?
W moim przypadku tak, płytka nie ma za dużo pastelowych barw jest mroczna, drapieżna, beat jest na miejscu... udana symbioza, sam nie wierze iż pisze takie słowa...
Panowie Froese chylę czoła oby tak dalej.
Yaroo
« powrót