Marek Biliński
Fire
rok wydania: 2008
I mamy na półkach sklepowych długo wyczekiwaną płytę Marka Bilińskiego - "Fire".
Niecierpliwi wyczekiwaniem sympatycy Marka Bilińskiego mogli usłyszeć jeden z utworów "Czad" na koncertach, a także zobaczyć "na żywo" wykonanie, które zamieszczone zostało na stronie kompozytora.
"Szalony koń" zaczyna się mocnymi progresywnymi dźwiękami, okraszonymi riffami i szaleństwem po klawiszach. Mocne podkłady perkusyjne dopełniają reszty. Wyraźnie słychać charakterystyczne "zabawy" solówkowe na klawiszach, echa E#mc2. Kompozycja inna niż wszystko co do tej pory słyszałem w wykonaniu Bilińskiego.
"Czad" utwór "promujący" płytę, prawie metalowy kawałek, niestety, celowy (lub nie) zabieg w postaci wykrzykiwanych do mikrofonu wrzasków, zupełnie psuje "przester". Rytmiczny z podkładem gitarowym, przypomina dokonania kapel grających muzykę heavy-metalową. Solówka na klawiszach, to co lubię.
"Ostrze ognia" zaczyna się od spokojnych nastrojów, później mamy mieszankę rockową wygrywaną na klawiszach. "Kwiaty krwi" przy poprzednich utworach to balsam dla duszy. Czekałem kiedy zacznie się mocniejsze granie, a tu zaskoczenie - nie nastąpiło.
Kolejne kompozycje "Strumień iskier", "Wielkie łowy" tworzą zupełnie inne spojrzenie na album. Jest charakterystyczne granie w stylu Bilińskiego, które poprzednio na płytach było swoistą wizytówką. "Wielkie łowy" dodatkowo zaskakują typowo danceowym podkładem, są zmiany tempa, jest automatyczne walenie w perkusję.
"Błyski kolorów" to zwrot w stylistyce albumu. Melodyjny - zabiera Nas na tereny muzyczne "Dziecka Słońca", ciekawe, kolory błyskają ciepłem, ukojeniem i nostalgią.
"Gdzie rodzą się gwiazdy" - Biliński w stylistyce zbliżonej do dokonań z poprzednich płyt. Aranżacja dość nietypowa, brzmi jak swoisty remix pewnej kompozycji.
"Błyski kolorów II" to kontynuacja utworu 7 (a właściwie to w/w z dodaną wokalizą) spokojny, wyciszający, gitarą i kolejnymi warstwami budowanego napięcia, by na końcu przy wtórze dynamicznych uniesień, zakończyć album. Ta wersja jest jakby bardziej pełna, nasycona.
Nie odpowiem na pytanie, czy warto było czekać na ten album. Z pewnością znajdą się tacy, co będą narzekać, krążek znajdzie też swoich wielbicieli. Płyta stylistycznie bardzo nierówna, mieszanka stylów muzycznych, aranżacji, dźwięków. Z pewnością zyskuje po wielokronym przesłuchaniu. W kompozycjach czuć ducha Marka Bilińskiego. Płyta pełna zwrotów, w niektórych kompozycjach nawarstwienia dźwięków mogą znużyć.
Fani Marka Bilińskiego po długim oczekiwaniu (14 lat od premiery "Dziecka Słońca"), są w stanie wybaczyć wiele. Czy sprosta oczekiwaniom...? Ogień, iskra, czy pożar...? Wiele pytań - wiele odpowiedzi.
Pewne zastrzeżenia mam co do jakości wydania krążka, wkładka zawiera tylko najpotrzebniejsze informacje, a całość wygląda jak wydawana w dużym pośpiechu.
Yaroo
« powrót