Jean Michel Jarre
Les Chants Magnetiques
rok wydania: 1981
Po prawie bliźniaczo podobnych brzmieniem „Equinoxe" i „Oxygene", JMJ wydał płytę zupełnie odmienną. Brak tu wizji kosmicznych światów swoistego kreowania innej nadrzeczywistej materii dźwięku - tutaj mamy do czynienia z melodyjnym minimalizmem. Podkłady, jakie pojawiają się w poszczególnych utworach powodują zupełnie inny odbiór tej muzyki, która jakby zrzuciła zwiewną zasłonę odrealnienia.
Tytuł do płyty Jarre zaczerpnął z nadrealistycznego poematu autorstwa Andre Bretona i Philippe'a Soupalta.
Pierwsza część i zarazem pierwsza połowa albumu koncentruje się na siedemnastominutowej suicie, jednej z najbardziej zaskakujących kompozycji Jarre'a. Skonstruowano ją jako sekwencję dwóch głównych motywów, z rozmarzonym interludium wprowadzającym trochę kosmicznego ducha. Pierwszy motyw oparto na dynamicznej serii syntezatorowych chórów dochodzących do crescendo, drugi o zabarwieniu orkiestrowym można by nazwać progresywnym popem elektronicznym z ciekawymi keyboardowymi improwizacjami o bardziej ambitnym zabarwieniu. Jest ona podzielona na 3 części - pierwszą bardziej dynamiczną kończą zabawy przetworzonym głosem (naturalne dźwięki miksowano Fairlightem), druga surrealistyczna składająca się z mnogich efektów, sampli (pierwszy raz użyte w historii jako muzyczny element ) i dochodzącej do nich melodii na syntezatorze przechodząca w część 3 - najsłabszą na płycie -najlepiej obrazuje owo odarcie z mrocznej tajemnicy poprzednich 2 płyt na rzecz zrytmizowanego popu elektronicznego.
Część druga to chwytliwy techno - pop oparty na twistowym rytmie. Szkoda że Jarre odszedł od działających na wyobraźnię przestrzennych wizji.
Część 3 zaś to głównie przegląd elektronicznych efektów - odgłosów maszynerii, pikania radaru itd. Wszystkie te dźwięki emulowane przez syntezatory brzmią niezwykle intrygująco w zestawieniu z melodią. Króciutki acz bardzo nastrojowy o ciekawej stylistyce jedyny przypominający dawne dokonania Jean Michela Jarre`a.
Część 4 - melodyjne linie i relaksacyjny podkład dają nam możliwość obcowania z najlepszym jak dla mnie utworem na tej płycie - spokojna, pogodna atmosfera pozwala na błogie zanurzenie się w otaczających nas dźwiękach.
Część 5 można odebrać jako rumbę - wiadomo że Jarre później też flirtował z latynoamerykańskimi rytmami, że wspomnę Calypso i wielokrotnie przemycał tą muzykę do swych utworów. Ten utwór wieńczący płytę to wyraźne zasygnalizowanie że stylistyka z „Equinoxe" i „Oxygene" to już przeszłość.
Na pewno wielu fanów rozczarowało się sądząc że JMJ będzie kontynuował wariacje na temat swoich dwóch poprzednich płyt. Inni jak ja, uważają że dobrze uczynił ze zaczął poszukiwać czegoś nowego.
Na koniec ciekawostka - po francusku płyta nosi tytuł „Les Chants Magnétiques" czyli „Magnetyczne piosenki"- wydano je na rynek anglojęzyczny jako „Magnetic Fields" a nie Songs -Jarre uznał że słowo Fields (pola) brzmi lepiej jako nazwa płyty. (9.85/10)
1. Les Chants Magnétiques / Magnetic Fields Part 1 (17:49)
2. Les Chants Magnétiques / Magnetic Fields Part 2 (3:59)
3. Les Chants Magnétiques / Magnetic Fields Part 3 (4:15)
4. Les Chants Magnétiques / Magnetic Fields Part 4 (6:18
5. Les Chants Magnétiques / Magnetic Fields Part 5 (3:30)
Instrumenty:
ARP 2600
Doctor Click
Elka X-707
EMS AKS
EMS VCS3
Fairlight
Korg VC10
Moog Taurus
MDB
Oberheim OBX-A
RSF
spawngamer
« powrót