muzyka elektroniczna, el-muzykamoog

Władysław Komendarek i Przemysław Rudź - Unexplored Secrets Of REM Sleep

Władysław Komendarek i Przemysław Rudź

Unexplored Secrets Of REM Sleep

rok wydania: 2011

Nie będzie to recenzja w sensie stricte, tylko ciąg luźnych myśli i skojarzeń związanych z tym co usłyszałem. Dobrą robotę wykonał człowiek od masteringu, choć jest kilka miejsc, gdzie można usłyszeć leciutki przester. Trzeba się jednak naprawdę dobrze wsłuchać, żeby to zauważyć.

Pierwszy utwór "Standing On The Shoulders Of Giants" to trochę zakręcony początek, potem fajny beat z klawiszami i świetne, odjechane solo na syntetycznej gitarze pod koniec. Niezłe wprowadzenie w klimat całej płyty i zaznaczenie, czego możemy się spodziewać w dalszej części albumu. "Unexplored Secrets Of REM Sleep" to druga ścieżka na krążku. Powrót do domu i zasypianie ... Psychodelia kojarząca się z rozmytymi kolorowymi światłami, wirującymi pod zamkniętymi powiekami. Świetnie oddaje stopniowe zasypianie i wchodzenie w marzenia senne. Władek Komendarek w roli przewodnika prowadzącego nas w coraz bardziej mroczne zakamarki podświadomości. Część druga utworu - wchodzi fajny delikatny rytm, wokół którego rozbudowuje się i coraz bardziej narasta muzyka, przygotowując na przejście z mrocznych zakamarków do prawdziwych anielskich chórów. Słuchać tu bardzo charakterystyczne granie Przemka. Pod koniec szalona solówka Komendarka, postępujące splątanie wątków muzycznych. Na pierwszy rzut "ucha" jest coraz bardziej chaotycznie, ale jest w tym głębszy sens, który świetnie oddaje czasami niesamowicie zaplątane senne wizje. I na koniec mały kamyczek do ogródka "Oxygene". Chyba nieco przewrotnie - raz z powodu szacunku do tej płyty, a dwa - tak jak tlen, tak i sen jest niezbędny do życia.

"Reminiscences From Beyond Infinity" zaczyna się spokojnymi wizjami, to muzyczne echa różnych obrazów pojawiających się i blednących w oddali... Świetna gra Dom inika Chmurskiego na elektrycznych skrzypcach. Wszystko to rozbudowuje się i przechodzi w stopniowo wyostrzający się obraz z Władkiem znów w roli przewodnika. Odliczanie i... ogień, nagle cała wizja nabiera dynamiki, świetne solo na klawiszach, pędzimy razem z szalejącym na klawiszach Komendarkiem, tymczasem Rudź buduje tu całe tło i rytmikę...

Rozpędzony muzyczny pociąg w końcu przejeżdża, znowu wracają spokojne marzenia senne, znów wraca przewodnik Władek próbujący o czymś nam opowiedzieć... Trafiamy na jakieś mokradła, szemrze strumyk, słychać rechot żab. Czyżby Władek - "błędny ognik" próbował nas zwieść na manowce? Nagle słychać dźwięki bębnów, ktoś niesie pochodnię oświetlającą nam dalszą drogę... W 19-tej minucie mocny, finałowy i świetnie brzmiący motyw grany na klawiszach przez Rudzia. Dochodzi do tego beat i nieodparcie nasuwa mi się skojarzenie z rockiem progresywnym. Ta część utworu naprawdę bardzo mi się podoba! Całość uzupełniają partie skrzypiec elektrycznych, które przechodzą w Przemkowe solo grane na syntezatorze Prophet. Ta wycieczka w krainę progresywnych brzmień ogromnie mi się spodobała...

Utwór czwarty to "Lonely Spirits Over The Post-megalopolis Badland". Znów rozmyta, senna wizja, nabierająca ostrości i mocy. Znów wycieczka w krainę muzyki progresywnej... Nieodparcie nasuwa się tu skojarzenie z Tangerine Dream... Z mgły i szarości dźwięku wyłania się powoli, spomiędzy innych motywów, jeden wiodący. Cała wizja nabiera kształtu, zew, tęsknota, wołanie za czymś... ale za czym? To tylko nasza podświadomość wie co robi podsuwając nam takie senne wizje. Pod koniec wchodzi świetna syntetyczna gitara - tak, to znów Władek woła do nas, obraz zaczyna falować i wizja z wolna odpływa w dal...

Finałowy "Interrupted Stream Of Consciousness" to koktajl splątanych wizji, wracają jakieś echa zdarzeń... Muzyka stopniowo się rozbudowuje, świetne brzmienia, klimat lekkiego niepokoju... Jakbyśmy chcieli się zorientować, co nam te zdarzenia ze snu przypominają, swego rodzaju deja-vu... Silna porcja brzmień charakterystycznych dla Przemka, przeplatanych z mocno rockowymi. Nagle wizja odpływa w dal i zostaje tylko coraz bardziej natrętny i głośniejszy motyw gitary. Brzmi jak melodia z budzika. Ale zaraz, zaraz - z budzika? Wstajemy już? Nie, budzik ma funkcję drzemki! Nastała cisza i szybciutko usiłujemy wrócić do jeszcze tkwiących w zakamarkach pamięci snów. Niestety przychodzi ta nieuchronna chwila, kiedy jednak musimy się obudzić i zacząć nowy dzień...

Jest to przede wszystkim kawał fantastycznej muzyki. Słychać tu echa i gigantów prog-rocka (wczesne Pink Floyd, King Crimson), jak i elektroniki (Tangerine Dream, odwołania do stylistyki Jarre). Tworzy to naprawdę świetny klimat. W muzyce dzieje się niesamowicie dużo, wiele jest drobnych niuansów które wychodzą dopiero po kolejnym przesłuchaniu płyty. Sama płyta nie jest lekka i łatwa w odbiorze. Nie jest to muzyka do samochodu, czy posłuchania przy robieniu czegoś - wymaga spokoju, skupienia, ale w zamian można w niej utonąć.




Jacek Rzęsista

« powrót